Uzależnienie to nie choroba – to próba ratowania siebie

uzaleznienie to nie choroba

To chyba jedno z najtrudniejszych, a jednocześnie najważniejszych nagrań w mojej historii…

To wideo zarówno dla tych, którzy zmagają się z własnym uzależnieniem, jak i dla tych, którzy próbują kogoś z uzależnienia wyciągnąć i uratować. Informacje w nim zawarte rzucają nowe światło na istotę uzależnienia. Wierzę, że pomogą one nie tylko lepiej zrozumieć samo zjawisko uzależnienia i jego źródło, ale też to, w jaki sposób można z uzależnienia wyjść. Mam ogromną nadzieję, że to, czym się z Wami podzielę, okaże się przełomowe w leczeniu trudnego nałogu i będzie dla Was początkiem nowego życia – tak, jak było dla mnie…

Niech tak się stanie 🙏

P.S. Rzadko o to proszę, ale jeśli czujesz, że te słowa mogą komuś pomóc, proszę Cię o podzielenie się tym. Dziękuję 🙏

P.S.II. Na spotkanie online, o którym wspominam w nagraniu, można cały czas zapisywać się TUTAJ.

P.S.III. Jeśli wolisz czytać niż oglądać czy słuchać, pod nagraniem znajdziesz całą transkrypcję z tego wideo.

Jako psycholog, a jednocześnie, jako osoba, która była wiele lat uzależniona, jako osoba, która żyła wśród ludzi silnie uzależnionych, chcę dziś powiedzieć, że uzależnienie to nie jest zła wola osoby uzależnionej, to nie jest świadomy wybór, żeby krzywdzić siebie czy innych. Uzależnienie, jak wynika z mojego doświadczenia, to nie jest też nieuleczalna choroba. I przede wszystkim uzależnienie to nie jest nasza wina. Uzależnienie to nic innego jak próba samoleczenia i ratowania siebie…

Witajcie Kochani, nazywam się Monika Regiec i jestem psychologiem holistycznym. Chciałabym dzisiaj poruszyć temat uzależnień. Temat bardzo mi bliski i osobiście dla mnie ważny, ponieważ stałam po obydwy stronach tego cierpienia. Stałam w tym, jako osoba uzależniona – zmagałam się z uzależnieniem od jedzenia, z kompulsywnym objadaniem, również potem z bulimią i ortoreksją. Ale stałam też w tym, jako ratownik, jako osoba, która przeszła przez wiele lęku, przez wiele złamań serca, aż doszła do tego przykrego, a jednak w jakiś sensie też uwalniającego zrozumienia, że pewnych ludzi po prostu nie można uratować…

Czuję, że to nagranie będzie bardzo emocjonalne dla mnie, czuję, że będzie trochę łez i załamań głosu i zanim przejdę do tematu uzależnień, to powiem tylko, że długo zastanawiałam się, czy w ogóle stworzyć to nagranie, bo po pierwsze w dzisiejszym świecie łzy są oceniane bardzo negatywnie. Kiedy ktoś płacze, to ludzie myślą, że ta osoba jest nieszczęśliwa, że całkowicie sobie z sobą nie radzi. Łzy są często dla ludzi oznaką nadwrażliwości i słabości, a ja wtedy pytam siebie, jak odważnym i silnym trzeba być, żeby otwarcie płakać w świecie ludzi, którzy Cię za to ocenią…

Odsłanianie swojej wrażliwości to nigdy nie jest słabość

To jest ogromna odwaga, bo odsłaniając swoją wrażliwość, wystawiamy się i narażamy na krytykę z zewnątrz. I dlatego jakaś część mnie, ta zraniona część, która chce chronić mnie i moją wrażliwość, podsuwała mi, żebym nagrała to wideo kiedy indziej, może, jak już będę o tym potrafiła mówić bez łez. Ale wtedy przyszła do mnie myśl, że być może ja już zawsze będę się wzruszać, mówiąc o tym, przez co przeszłam. I to jest ok. To jest naturalne, to jest ludzkie, że się wzruszamy i czujemy trudne emocje i nie trzeba się tym martwić, dopóki to nie niszczy nam życia.

Łzy i silne emocje są naturalne. Uleczenie naszych ran i naszych traum i naszych uzależnień nie polega na tym, że my już nigdy nad nimi nie zapłaczemy i niczego już nie będziemy w środku czuć.

To jest żaden wyznacznik zdrowia – nie płakać i nie czuć emocji. Płacz jest próbą naszego układu nerwowego do odzyskania równowagi, jest próbą pomocy i próbą regulacji naszego trudnego stanu. Emocje są częścią życia, informacją o tym, co czujemy i co potrzebujemy zrobić, żeby spełnić swoje potrzeby. Więc celem uleczenia siebie nie jest przestać czuć i przestać płakać, ale akceptować wszystko, co czujemy i opiekować się emocjami w zdrowy sposób. Takie podejście do siebie wynosi nasze życie na zupełnie nowy, lepszy poziom.

Więc dlatego zdecydowałam się posłuchać dziś nie tej zranionej części mnie, która chciała mnie chronić i krzyczała „nie nagrywaj tego”. Posłuchałam tej części, która ma misję większą od mojego lęku. I ta część woła mnie i zaprasza do tego, żeby nagrać to właśnie teraz, kiedy czuję tak, a nie inaczej. Żeby po pierwsze wyrazić to, co jest we mnie. Poczułam, że to może być samo w sobie ogromnie terapeutyczne dla mnie. I zależy mi też bardzo na tym, żeby pokazać, że na każdą emocję jest miejsce w tym procesie zdrowienia.

Ja nie jestem żadnym guru i nie mam ambicji nim być, jestem człowiekiem na tej drodze do siebie i chcę pokazać swoim przykładem, że można być już w bardzo pięknym miejscu w swoim życiu, doświadczać zdrowienia, zmieniać swoje życie na lepsze i jednocześnie cały czas czuć trudne emocje, które są naturalną częścią życia. Możemy co jakiś czas opłakiwać utracone dzieciństwo, utracone poczucie bezpieczeństwa, miłość, która nas ominęła, wszystko, co było trudne w naszym życiu i nie złościć się na siebie za to, że co jakiś czas jeszcze to do nas wraca i że potrzebujemy jeszcze to opłakać.

Obserwuję, że na kolejnych etapach tej drogi do siebie odsłaniają się w nas kolejne warstwy naszych ran i naszego cierpienia, które potrzebują naszej uwagi i uzdrowienia i że one pokazują się nam właśnie wtedy, kiedy mamy już w sobie gotowość, żeby się im przyjrzeć i je przepracować.

To jest naprawdę piękna droga do siebie. Niełatwa, ale piękna i myślę, że każdy, kto na niej jest i poczuł poprawę, zgodzi się ze mną. Ta droga bywa kręta, bywa wyboista, ale jest najpiękniejszą podróżą, w jaką wyruszyłam w swoim życiu.

Ale oprócz tej mojej całej emocjonalności związanej z tematem uzależnienia obawiałam się nagrać to wideo też dlatego, że podejście do uzależnień, o którym zamierzam dziś mówić, nie jest popularne i może być krytykowane, ale na szczęście nie jestem pierwszą osobą, która doszła do tych wniosków i jawnie mówi o swoich przemyśleniach i doświadczeniach w tym obszarze.

Bo wokół uzależnień krąży wiele kontrowersji…

Wiele stygmatyzacji, wiele sprzeczności i niejasności i przez to osoby, które cierpią z powodu uzależnień, nadal nie otrzymują właściwej pomocy i tkwią w swoim cierpieniu niepotrzebnie.

Więc poczułam, że moje słowa mogą pomóc bardzo wielu osobom spojrzeć na siebie inaczej, z zupełnie innej perspektywy, mniej krytycznie i z większym współczuciem do siebie. Współczuciem, które w moim życiu było drogą do wyjścia z uzależnienia i uratowania siebie.

Moją inspiracją do nagrania tego materiału był piękny, choć trudny film „My beautiful boy” (polski tytuł to podajże „Mój piękny syn”). Jest to film oparty na prawdziwej historii Davida Sheffa i jego nastoletniego syna Nica, który zmaga się z uzależnieniem od alkoholu i narkotyków. I to, co ujęło mnie w tym filmie to to, że ten film, choć trudny, jest naprawdę piękny, nie tylko wizualnie, aktorsko, ale też pięknie pokazuje cierpienie obu stron – zarówno osoby uzależnionej, jak i tej, która próbuje tę uzależnioną osobę uratować.

I przyznam, że ten film był na mojej liście ponad rok czasu, bo nie czułam się na niego emocjonalnie gotowa. Wiedziałam, że będzie dla mnie przeżyciem, ale w końcu kilka tygodni temu poczułam, że to jest ten właściwy czas, żeby ten film obejrzeć i spotkać się z emocjami, które wołają we mnie o uznanie, zauważenie i uwolnienie.

Więc usiadłam sobie w łóżku z komputerem i przykryłam się kołdrą, jak to lubię robić. Mój mąż leżał obok i czytał książkę. W drugiej części filmu usłyszał mój płacz i powiedział: „Trudny film, co?”. I odpowiedziałam mu, że tak, ten film jest trudny, ale jest ważny dla mnie.

Bo ogólnie staramy się z mężem unikać wszelkich treści, które są negatywne, mogą nas niepotrzebnie wzburzać emocjonalnie, stresować i wpływać źle na nasze samopoczucie i zdrowie, ale tym razem robiłam to świadomie. Bo ten film naprawdę był ważny dla mnie właśnie z dwóch powodów, o których już wspomniałam. Po pierwsze dlatego, że sama wiem, jakim cierpieniem jest bycie w objęciach uzależnienia, a po drugie doświadczyłam tej tragicznej walki i próby ratowania osób uzależnionych w moim otoczeniu.

I oczywiście nie chcę zdradzać całej fabuły film, uważam, że naprawdę warto go obejrzeć, natomiast chciałabym opowiedzieć o dwóch scenach z filmu, przy których trochę się rozpadłam. Bardzo się wzruszyłam i przypomniałam sobie o bardzo ważnych rzeczach, którymi chcę się dziś podzielić.

I zacznę od tej sceny, gdzie ojciec naprawdę po wielu już próbach ratowania swojego syna za wszelką cenę powoli zaczyna godzić się ze swoją bezsilnością i przez telefon mówi do swojej byłej żony, mamy Nica, która próbuje jeszcze ratować swojego syna i prosi byłego męża o pomoc. Ale ojciec Nica mówi do niej: I don’t think you can save people. Czyli jakby w wolnym tłumaczeniu przekazuje byłej żonie, że on nie wierzy już, że ludzi można uratować. Na to była żona odpowiada, że no ale można być dla nich, na co David patrzy na swoją drugą rodzinę, obecną żonę i dzieci, które bardzo zaniedbywał przez tę walkę o uzależnionego syna i mówi: Im done. Ja już mam dość.

I choć zajmuję się ratowaniem ludzi na co dzień, to w swoim życiu też boleśnie zrozumiałam, że są sytuacje, w których nie da się ludzi uratować.

Nie możemy pomóc komuś, kto nie chce naszej pomocy

To, co możemy zrobić najlepszego dla świata to wziąć odpowiedzialność za własne życie. Być dla innych przykładem i inspiracją. Służyć pomocą i radą, kiedy ktoś jest na to otwarty i gotowy, żeby wziąć odpowiedzialność za własne życie i szczęście. Wtedy pomoc takim ludziom to czysta przyjemność i radość, ale ostatecznie i tak przyszło mi zrozumieć, że to nie jest naszą rolą – naprawiać życie innych ludzi.

I to zrozumienie było początkiem mojej wolności. Mojego wyzwalania się od tego ciężaru, że ja jestem odpowiedzialna za czyjeś szczęście, zdrowie i życie. Zrozumiałam, że każdy z nas ma swoje własne życie do przeżycia i swoje własne wybory do podjęcia. Musimy zechcieć uszanować podróż innych, nawet jeśli uważamy, że ich decyzje są bardzo dla nich krzywdzące, bo po pierwsze nie możemy zmienić nikogo na siłę i pomóc komuś na siłę, a po drugie nie wiemy ostatecznie, czego muszą te osoby doświadczyć, żeby osiągnąć zrozumienie, którego potrzebują.

Więc jeśli też jesteś w tej tragicznej sytuacji, w której próbujesz kogoś uratować po raz setny, niezależnie, czy to Twój rodzic, Twoje dziecko, Twój partner, przyjaciel, ważna dla Ciebie osoba, chcę Ci powiedzieć, że możesz próbować być dla tej osoby, póki czujesz się na siłach, ok, ale na jakimś etapie musisz odpuścić, żeby w pewnym momencie zamiast jednej osoby ten świat nie stracił dwóch. Przychodzi taki moment, w którym musimy się wycofać, żeby móc nadal normalnie żyć i nie cierpieć, patrząc jak osoba, którą kochamy, siebie krzywdzi…

I jakkolwiek to jest trudne i ciężkie do przyjęcia czasem, to jednak mnie bardzo pomogło to uświadomienie, że to nie jest nasza odpowiedzialność ratować tych, którzy nie chcą być uratowani.

I to była jedna taka ważna dla mnie scena. Natomiast druga, jeszcze ważniejsza scena, jeśli chodzi o przekaz tego mojego dzisiejszego nagrania to ta, kiedy Nic, uzależniony syn na jednym ze spotkań osób uzależnionych opowiada o tym, jak był na wielu odwykach, leczeniach, terapiach, detoksach, ale nigdy nic z nim tak nie zarezonowało, nie dotarło do niego, kliknęło. Aż pewnego dnia obudził się w szpitalu po kolejnym przedawkowaniu. I ktoś zapytał go wtedy, jaki jest jego problem. Nic odpowiedział, że jego problem to alkoholizm i narkomania. Na co ten człowiek odparł:

“Nie, to jest sposób, w jaki leczysz swój problem”

I nad tym tak bardzo chcę się dzisiaj pochylić. Wzruszam się tak mocno, bo ja tak bardzo wstydziłam się swojego uzależnienia i wstydziłam się za siebie. Uważałam, że jestem słaba i że coś jest ze mną nie tak. I to zrozumienie, że uzależnienie jest próbą pomocy sobie, zmieniło mnie i uwolniło. Pozwoliło mi spojrzeć na siebie zupełnie inaczej, pozwoliło mi spojrzeć na siebie okiem współczucia.

Dziś wiem, że uzależnienie to nic innego, jak nasza próba radzenia sobie z bólem ponad nasze siły. To jest nasza próba rozwiązania problemu, który leży znacznie głębiej. Problemu, którego często nikt nie pomaga nam właściwie rozpoznać i nazwać.

Każde uzależnienie ma na celu ukoić nasz wewnętrzny ból. Popadamy w nałogi, ponieważ nie potrafimy w inny sposób radzić sobie z cierpieniem, które czujemy w środku. Popadamy w nałogi, kiedy nikt nie nauczył nas, jak radzić sobie z bólem i emocjami w zdrowy sposób.

Bo istnieje coś takiego, jak zdrowe radzenie i opiekowanie się emocjami. Ten proces nazywa się samoregulacją. W samoregulacji chodzi o to, że mamy kontakt ze swoimi emocjami, nie boimy się ich, potrafimy z nimi zostać, tak jak ja teraz potrafię zostać z tym wszystkim, co się we mnie teraz dzieje. I to jest proces, w którym potrafimy się tymi emocjami zaopiekować.

Samoregulacji uczymy się jako dzieci od rodziców, którzy potrafią zdrowo zarządzać swoimi emocjami i emocjami dziecka… Ale jeśli nasi rodzice nie potrafili sobie radzić z własnymi emocjami, to nie potrafili też koić naszych trudnych emocji, więc musieliśmy się tego jakoś nauczyć samodzielnie. A że małe dziecko, nastolatek czy młoda dorosła osoba dysponuje bardzo ograniczonymi zasobami i możliwościami, no to często obieraliśmy taktyki, które nie były dla nas najlepsze i najkorzystniejsze. I z tego względu właśnie potrzebujemy dziś spojrzeć na to, co robiliśmy kiedyś i jak czasem nieudolnie próbowaliśmy sobie radzić – ze współczuciem. Bo nie wiedzieliśmy lepiej, nikt nas nie nauczył, nikt nie pokazał nam lepszej drogi.

Dlatego tak zależało mi, żeby przywołać te słowa z filmu, że uzależnienie to nie problem, ale sposób, w jaki próbujemy leczyć swój problem. I po tych słowach Nic kontynuuje, że teraz rozumie, że musi znaleźć sposób na to, żeby wypełnić tę wielką, czarną dziurę w nim.

W filmie nie jest jasno i jednoznacznie wskazane, co jest powodem cierpienia Nica, ale przejawia się tam motyw rozbitej rodziny, rozwodu rodziców, małżeństwa ojca z inną kobietą, które chłopiec wyraźnie przeżywa. I w prawdziwym życiu Nic Sheff przyznał w wywiadzie telewizyjnym, że borykał się w swoim życiu z głębokim uczuciem niepokoju, lęku i depresją.

I tutaj zaczynamy właśnie przechodzić do tego, czym w swojej istocie jest uzależnienie. Jak trafnie powiedział dr Vincent Felitti, amerykański lekarz:

uzaleznienie to nie choroba

Uzależnienie w swojej istocie nie jest problemem, ale próbą rozwiązania problemu.

No i teraz ważne pytanie – jakie to są te problemy, które poprzez uzależnienie próbujemy rozwiązać i uleczyć?

Może osobom nieuzależnionym trudno będzie odpowiedzieć na to pytanie, natomiast kiedy ja przypominam sobie, dlaczego sięgałam po moje uzależnienie, to najczęściej było to spowodowane tym, że czułam się źle w sobie. Było we mnie tyle bólu, tyle stresu, tyle tego nieprzyjemnego pobudzenia, napięcia i dyskomfortu, że ja chciałam przestać to czuć. Nie chciałam patrzeć do środka, nie chciałam tego dotykać, ani widzieć. Chciałam od tego uciec, chciałam się odrętwić, zapomnieć.

I teraz…

Każdy przeżywa to wewnętrzne cierpienie na swój własny sposób

Niektórzy czują w sobie ogromną pustkę, dziurę, czują tęsknotę za czymś nieokreślonym, za innym życiem. Czasem czują odrętwienie, zobojętnienie, całkowity bezsens. Niektórzy czują coś, co opisuje się jako depresję, czyli ogromną i przytłaczającą bezradność, całkowity brak sił i chęci do życia. Jeszcze inni czują w życiu silny lęk, pobudzenie, spięcie ciała, wręcz fizyczny ból w klatce piersiowej, w splocie, w brzuchu, w okolicach głowy, w szyi, w ramionach, w całym ciele. Czasem czujemy naprzemiennie smutek i pustkę, a potem lęk i silne pobudzenie. Taki rollercoster od przestymulowania aż do upadku z hukiem. Jakkolwiek by nie nazwać tych stanów, to wszystko sprowadza się do ogromnego cierpienia i sprawia, że życie staje się dla nas udręką i koszmarem.

I właśnie dlatego niektórzy z nas potrzebują się ukoić i uspokoić np. alkoholem, opioidami czy innymi substancjami psychoaktywnymi, które są tzw. depresantami, czyli mają działanie uspokajające, rozluźniają i koją nasz układ nerwowy. Inni ludzie, którzy mało czują i są od siebie odcięci, żeby cokolwiek czuć, żeby poczuć, że są żywi, a nie martwi, stosują stymulanty, czyli substancje pobudzające, jak np. kofeina, amfetamina, itd. No i są jeszcze substancje halucynogenne, które zmieniają stan naszej świadomości. Wszystko po to, żeby zamienić ten dyskomfort i ból w środku na coś bardziej znośnego.

Wspomniany przeze mnie dr Felitti to lekarz i profesor medycyny, który zainicjował przełomowe badania, które połączyły zaniedbania i nadużycia w dzieciństwie, czyli wczesne traumy z trudnymi stanami, objawami i chorobami w dorosłości.

To te badania pokazały, że ludzie, którzy w dzieciństwie doświadczali braku poczucia bezpieczeństwa, braku miłości, doświadczali przemocy, nieszczęśliwego małżeństwa rodziców, rozwodu, choroby, uzależnienia rodzica i innych przykrości, takie osoby w dorosłości znacznie częściej cierpiały na depresję, stany lękowe, wszelkie choroby ciała i duszy, ale również popadały częściej w uzależnienia.

Dr Gabor Maté, inny wspaniały lekarz, powiedział, że „każdy przypadek uzależnienia ma swój początek w traumie”. Ja nigdy nie poznałam osoby uzależnionej, która nie byłaby straumatyzowana.

Ci lekarze, ich wspaniała praca i badania rzuciły zupełnie nowe światło na przyczyny chorób, trudnych objawów o nieznanym pochodzeniu i zmieniły podejście do sposobu ich leczenia. Dzięki tym przełomowym badaniom nad traumą zaczynamy dopiero rozumieć, co trzeba zrobić, żeby pomóc ludziom wychodzić z cierpienia. Z chorób, z uzależnień.

Na szczęście coraz więcej osób rozumie, że tu nie chodzi o to, żeby skupiać się na samym uzależnieniu, ale dowiedzieć się, co jest jego źródłem. Jaki ból jest pod tym.

I w związku z tym, że sama borykałam się z uzależnieniem i dziś pracuję z wieloma osobami uzależnionymi, to chcę powiedzieć, że choć uzależnienie często niszczy nie tylko osobę uzależnioną, ale i jej bliskich, to tak naprawdę nie ono samo w sobie jest problemem. Ono jest sygnałem, że coś głęboko w nas potrzebuje zaopiekowania.

I teraz… jeśli komuś pomaga uznawanie uzależnienia za chorobę, rozumiem to i szanuje, każdy ma prawo wierzyć w to, co mu służy. Wiem, że ten zamysł, żeby przedstawiać uzależnienie jako chorobę, że za tym idą dobre intencje, żeby uświadamiać, że to nie jest wybór, że człowiek uzależniony nie jest złą osobą i żeby zachęcić osoby uzależnione do zaopiekowania się tym tematem, ale dla mnie to, co jest szczególnie powszechnie uznawane w Stanach, że uzależnienie jest przewlekłą chorobą mózgu – postępującą, nieuleczalną chorobą, to jest dla mnie nie do przyjęcia.

Jaką inną chorobę można wyleczyć siłą woli albo zmianą perspektywy. Tylko w mojej rodzinie mam dwie osoby, które były silnie uzależnione przez lata i rzuciły alkohol i papierosy w jeden dzień, bez nawrotów. Jakie inne choroby można tak rozwiązać?

Uzależnienie dla mnie nie jest chorobą, ale próbą radzenia sobie. Bo z mojego doświadczenia wynika, że to nie rozwija się bez powodu, ale że to my w związku z bólem, który czujemy w środku, zaczynamy szukać sposobów na wyjście z tego bólu. I jednym z takich sposobów może stać się uzależnienie.

Ja wyszłam z uzależnienia dekadę temu, również bez nawrotów. Mam dziś zdrową relację z jedzeniem dzięki wewnętrznej pracy nad sobą i wiem, że moje uzależnienie nie było nieuleczalną chorobą. Moje uzależnienie nie było żadną wadą mojego mózgu, żadnym defektem, słabością mojego charakteru, ani tym bardziej moim świadomym wyborem, czy moją winą.

Moje uzależnienie było próbą ukojenia tego ogromnego bólu we mnie, tej pustki, tego ciągłego, przeszywającego każdy dzień lęku – to była próba złagodzenia wewnętrznego cierpienia, które wynikało z tego, co spotkało mnie w mojej przeszłości. Skąd to wiem? Bo kiedy zajęłam się bólem przeszłości, uzależnienie zaczęło odchodzić.

Uzależnienie to nigdy nie jest świadomy wybór

To jest działanie podyktowane przez podświadome procesy. Jeśli coś dzieje się w nas złego, jeśli cierpimy, to dla naszej podświadomości, dla naszego układu nerwowego, dla naszej przetrwaniowej części mózgu to jest sygnał do ratowania nas. Dla podświadomości kluczowe jest utrzymanie nas przy życiu tu i teraz, bez patrzenia na konsekwencje.

Jeśli mieliśmy tą sposobność, żeby spróbować alkoholu, czy narkotyków i poczuliśmy się po tym wspaniale, to podświadomość to zapamięta i będzie się tego chwytać coraz częściej i częściej, bez patrzenia na konsekwencje, aż wejdzie nam to w krew jako nawyk. Dlatego możemy świadomie wiedzieć, że alkohol, używki, czy objadanie nam szkodzą, ale sama świadomość nie wystarczy, bo to nie świadomość nas w sidła uzależnienia popycha, ale podświadomy ból. Zazwyczaj ludzie nie wiedzą, co popycha ich do nałogów. Mówią: „piję, bo lubię”.

Ale tu często nie chodzi o lubienie samego nałogu. Chodzi o to, jak się dzięki temu czujemy… Co to nam robi.

Więc jeśli słuchasz mnie teraz, jako osoba uzależniona, to co jeśli Ci powiem, że nie masz skłonności do uzależnień, a jedynie ogromne pragnienie, żeby przestać cierpieć i uciec od bólu?

Nasz mózg i cały nasz układ nerwowy zaprojektowane są do komfortu. Jako ludzie, uwielbiamy czuć się dobrze, a nie znosimy cierpieć, więc zrobimy wszystko, co mamy w naszym zasięgu i co znamy, żeby poczuć się choć odrobinę lepiej i choćby na małą chwilę zapomnieć o bólu…

Robimy to na, co ciekawe, bardziej akceptowane, a nawet respektowane sposoby, jak przepracowywanie się czy nadmierna aktywność fizyczna. Uciekamy w internet, tv, innych ludzi, jedzenie, albo idziemy w bardziej wstydliwe dla nas, bo mniej akceptowane sposoby, jak używki, hazard, seks itd. Wspomniany już przeze mnie dr Gabor Maté przyznał, że jego uzależnieniem była m.in. praca i nieważne, że zaniedbywał rodzinę, przekraczał siebie i zaniedbywał swoje potrzeby, ale jako lekarz był poważany za swoje uzależnienie, które wynikało z rany odrzucenia.

A kiedy jest się lekarzem, każdy Cię chce, każdy Cię potrzebuje, od narodzin do śmierci i do wszystkiego, co pomiędzy, więc w ten sposób można próbować tę ranę odrzucenia leczyć. I dr Maté powiedział tak dosadnie, że on był poważany, podziwiany, nagradzany za swoje uzależnienie, ale już osoba, która próbuje tę samą ranę odrzucenia leczyć narkotykami czy alkoholem, bo tylko to zna, będzie przez społeczeństwo odrzucana, marginalizowana, krytykowana… Niestety… Tak się dzieje właśnie, kiedy nie widzimy człowieka i jego bólu, nie widzimy, że ten człowiek próbuje sobie pomóc – widzimy tylko jego uzależnienie. I przez ten pryzmat oceniamy człowieka.

A tak naprawdę każdy z nas w tym życiu po prostu chce czuć się dobrze. I każdy z nas próbuje radzić sobie z cierpieniem tak, jak potrafi w danym momencie najlepiej, najskuteczniej i to jest najbardziej naturalna rzecz na świecie. Dla każdego z nas. Tylko, że niektórzy mają to szczęście trafić na sposób radzenia sobie, który jest akceptowany, czy nawet podziwiany, a inni z nas łapią się tego, co jest potępiane społecznie. I na tym polega tragizm tej sytuacji.

Więc jeśli zmagasz się z jakimś uzależnieniem, zwłaszcza tym nieakceptowanym i wstydliwym, to proszę, zrozum, że to nie dlatego, że coś z Tobą czy z Twoim mózgiem jest nie tak. Że masz „skłonność do uzależnień”, czy że coś się w Tobie zepsuło.

Źródłem Twojego uzależniania jest OGROMNY WEWNĘTRZNY BÓL

Cierpienie, z którym nikt nie pomógł Ci się uporać i z którym na tylko znane Ci sposoby próbujesz radzić sobie samodzielnie…

Więc jeśli chcesz dowiedzieć się ode mnie, jak zwalczyć uzależnienie, to chętnie Ci odpowiem. Nie walcz z uzależnieniem. Nie walcz z nim. To nie ono jest problemem. To tylko sposób, w jaki starasz się ukoić ból i od niego odpocząć… To Twój sposób radzenia sobie, mechanizm obronny i wszystko, co potrafisz na dany moment zrobić najlepiej, żeby chociaż trochę ukoić siebie i mniej cierpieć.

My w dzisiejszym świecie próbujemy leczyć nałogi poprzez zmuszanie ludzi do abstynencji, gdzie najczęściej nie dotykamy w ogóle przyczyny uzależnienia, nie zajmujemy się prawdziwym źródłem bólu, który wywołał uzależnienie, a jedynie próbujemy maskować objawy, pozbyć się uzależnienia, kiedy to nie ono jest problemem, ono jest jedynie symptomem wskazującym na problem. To jest tak, jakbyśmy brali wiecznie środki przeciwbólowe i zagłuszali ból, który ciągle tam jest, zamiast znaleźć i wyleczyć źródło tego bólu, raz na zawsze.

Kiedy wymuszamy na kimś samą tylko abstynencję, bez zaopiekowania się jego bólem, to tak naprawdę w praktyce zabieramy tej cierpiącej osobie jedyne rozwiązanie, które choć często ją rani, to jednocześnie pozwala jej jakoś przetrwać. Zabieranie osobie cierpiącej uzależnienia – natychmiast -to jest dla mnie jak zabieranie tonącemu koła ratunkowego.

Z mojego doświadczenia wynika, że tego nie powinno się robić tak nagle. Nie wolno po prostu z marszu zabrać osobie w cierpieniu jedynego ukojenia, jakie ma, bo to pozostawia ją bezbronną i bezradną.

Ja nie powiedziałam nikomu o moim uzależnieniu, bo raz, że się go wstydziłam, ale dwa, że bałam się, że ktoś będzie próbował mi je odebrać. To mnie przerażało, bo jak inaczej ja miałabym siebie wtedy ukoić? Jedzenie to było jedyne, co znałam i co działało chociaż na małą chwilę.

Więc ja doskonale rozumiem ludzi, którzy nie chcą przyznać, że są uzależnieni, którzy uciekają z odwyków, bo tam zabiera im się jedyne, co pomaga im przetrwać. I często nie daje się im nic w zamian. Nie tylko nie łagodzi się ich bólu, ale odbiera się jedyną skuteczną rzecz, która pozwalała przeżyć kolejny dzień. W tych podejściach brakuje zrozumienia, że cierpiącej osobie trzeba coś dać, zamiast odbierać.

W podejściach terapeutycznych, które rozumieją istotę uzależnienia i istotę traumy, nie zabiera się osobie straumatyzowanej jej strategii obronnych, zanim nie wypracuje się z nią nowych.

Najpierw potrzebujemy nauczyć się alternatywnych sposobów radzenia sobie, które kiedyś, miejmy nadzieję, zastąpią te niesłużące nawyki. Ale przede wszystkim oczywiście potrzebujemy zająć się prawdziwym problemem, który popycha nas w ramiona uzależnień i którym najczęściej jest nierozwiązana trauma z przeszłości…

Więc jeśli ktoś pyta mnie, jak uleczyć uzależnienie, odpowiadam, żeby przepracować traumę, z której to uzależnienie się zrodziło.

Bo silna wola kiedyś się kończy

Nasza wola to jest tzw. zasób poznawczy, a zasoby poznawcze mają to do siebie, że są wyczerpywalne. Każdy z nas wie, że kiedy przebywamy na jakiejś rygorystycznej diecie i odmawiamy sobie np. słodyczy, to w pewnym momencie przychodzi moment kryzysu, załamania i powrót do starych nawyków, bo już nie starcza nam siły, żeby wytrzymać z tym cierpieniem, a ten nawyk, to ciastko, ta czekolada koi to cierpienie, uspokaja nasz układ nerwowy, łagodzi nasz trudny stan.

Więc w takim prawdziwym dogłębnym uzdrowieniu nałogu nie chodzi tyle o siłę woli, o abstynencję i wewnętrzną walkę z sobą, powstrzymywanie się każdego dnia, ale o to, żeby już nie musieć się powstrzymywać. Żeby nie musieć sobie ciągle odmawiać, ale żeby już tego nie potrzebować. No i teraz jak to zrobić, żeby tego nie potrzebować, prawda?

Johann Hari powiedział pięknie, że:

uzaleznienie to nie choroba

Popadamy w nałogi, kiedy czujemy się samotni, kiedy czujemy wewnętrzną pustkę i tęsknotę za miłością, kiedy czujemy ból tak wielki, że odcinamy się od siebie, żeby go nie czuć i odcinamy się od innych ludzi, żeby nas nie ranili. Człowiek cierpi najbardziej, kiedy czuje się samotny w swoim cierpieniu, odcięty od siebie i świata. I człowiek wraca do życia, kiedy odzyskuje kontakt z sobą i innymi.

Dlatego pierwsze, co chcę powiedzieć każdej cierpiącej z powodu uzależnienia osobie, to to, że nie jesteś sama, nie jesteś sam w swoim cierpieniu – jest nas wielu i to nas łączy. Dlatego nie wstydź się prosić o pomoc, bo to Cię uratuje. Nie wstydź się przyznać do cierpienia i szukaj ludzi, którzy przechodzą przez to samo, bo to Cię wesprze.

Po drugie, zechciek nieco łagodniej spojrzeć na siebie i Twoje zachowania, bo każde nasze zachowanie jest w jakimś sensie przystosowawcza i ma uzasadnienie. Każda nasza reakcja, również sięganie po uzależnienie, ma sens, jeśli spojrzymy na nie przez pryzmat układu nerwowego i tego, przez co ten nasz biedny układ nerwowy przeszedł. Więc potrzebujemy tutaj traktować się ze współczuciem. Bo kiedy popatrzmy na siebie ze współczuciem, to ono pozwoli nam odzyskać kontakt z sobą i sprawi, że nie będziemy już czuli się tak samotni.

Ja bardzo długo nienawidziłam siebie za to, że nie potrafiłam przestać się objadać. Czułam do siebie odrazę, wstydziłam się siebie i tego, że jedzenie wygrywało ze mną. Czułam się słaba i czułam się… totalną porażką.

I kiedy teraz to sobie przypominam, jest mi po prostu przykro. Nie wstydzę się za siebie, nie nienawidzę siebie. Mam ogromne współczucie do tej dziewczyny, którą byłam, bo wiem, jak ona cierpiała. I dziś wiem, że radziła sobie ze swoim bólem tylko tak, jak umiała najlepiej. Nikt mnie nie nauczył inaczej, nikt nie wskazał mi lepszej drogi.

Ale dziś wiem, że ta droga istnieje, bo kiedy zaczęłam uzdrawiać swój wewnętrzny ból poprzez pracę z traumą, moje uzależnienie zaczęło ode mnie odchodzić. Dziś mam nie tylko zdrową relację z jedzeniem. Mam przede wszystkim bliską i ciepłą relację z sobą. Zależy mi na sobie. Potrafię się opiekować sobą i swoimi potrzebami. Potrafię pracować ze swoimi emocjami i traumami. Potrafię wrócić po siebie i podnieść siebie z kolan, kiedy życie mnie doświadczy. Mam dzisiaj obok siebie ukochane osoby, które mnie wspierają i wśród tych ukochanych osób jestem ja sama… OK? 🙂

Stoję zawsze w pierwszym rzędzie, macham do siebie i sobie kibicuję.

Mam nadzieję, że moja historia, moje osobiste doświadczenie i to wszystko, co powiedziałam, pozwoli Ci inaczej spojrzeć na siebie, na Twoje cierpienie i Twoje uzależnienie, którym to cierpienie próbujesz uleczyć.

To żaden wstyd być uzależnionym!

To żaden wstyd robić wszystko, żeby przestać cierpieć. Wiem, że ranisz przy tym siebie, często też ranisz innych i oni mogą się w końcu odwrócić od Ciebie i to jest ich prawo i to jest przykra część tej historii, którą najtrudniej sobie wybaczyć, ale mam nadzieję, że ostatecznie przyjdzie do Ciebie to zrozumienie, że to nie jest Twoja wina tak naprawdę. To nie Ty jesteś tą osobą, która zadała Ci rany, które dzisiaj krwawią i które próbujesz koić tylko tak, jak potrafisz najlepiej…

Nosisz w sobie ból, bo ktoś kiedyś źle Cię potraktował. Kto to był? Rodzice, którzy Cię nie szanowali, bili Cię, terroryzowali, przeklinali na Ciebie, obrażali Cię? A może nie okazywali Ci miłości, której tak mocno potrzebuje każdy z nas? A może któryś z rodziców był zbyt zajęty sobą, zestresowany, może Cię zostawił, albo wcześnie odszedł z tego świata? A może to nie rodzice, może inni ludzie. Może ktoś Cię prześladował w szkole, może ktoś Cię wykorzystał, skrzywdził…

Nie wstydź się tego i nie obwiniaj się o to. To, jak ktoś Cię traktował, nie świadczy o Tobie, ale o tej osobie! Więc nie wstydź się i nie obwiniaj o coś, co nie było Twoim wyborem, a co popchnęło Cię w ramiona Twojego uzależnienia. Nie wstydź się przyznać do cierpienia, nie wstydź się poprosić o pomoc, bo to uratuje Ci życie.

Zamiast celować w uzależnienie i traktować go, jako wroga, jako problem numer jeden, musimy zechcieć spojrzeć na nasze nałogi, jak na próby rozwiązania problemu, który tak naprawdę jest tym numerem jeden i który leży znacznie głębiej – a tym problemem najczęściej okazuje się być nieprzepracowany ból trudnej przeszłości. Tym problemem są traumy, z których nie zdajemy sobie często nawet sprawy i nie mamy świadomości, że zostaliśmy straumatyzowani.

Kiedy przepracujemy ten ból, uwolnimy trudne emocje i uleczymy nasze rany, uzależnienie już nie będzie potrzebne i stopniowo zacznie się od nas odklejać. To jest moje doświadczenie i doświadczenie osób, z którym pracuję.

Więc jeśli czujesz, że chcesz zająć się prawdziwym źródłem problemu, żeby powrócić do równowagi i nie musieć już polegać na uzależnieniu, żeby koić swój ból, to zapraszam Cię z całego serca na spotkanie online, od którego wszystko się zaczyna i na które można cały czas zapisywać się TUTAJ.

Uzależnienie to nie wstyd. Próby kojenia bólu i ratowania siebie na tylko znane nam sposoby to nie wstyd. Więc dajmy sobie szansę i zechciejmy spojrzeć na siebie ze współczuciem i wyrozumiałością, które są drogą do wolności i nowego życia.

Dziękuję Ci za dzisiaj, za wysłuchanie mojej perspektywy, jeśli chodzi o temat uzależnień. Dziękuję za  wysłuchanie kawałka mojej historii i do zobaczenia następnym razem.

Zostaw komentarz