W wielu domach, w których dzieje się źle, w których brakuje bliskości i poczucia bezpieczeństwa, gdzie są uzależnienia, choroba, kłótnie, dochodzi do zaburzenia naturalnej rodzinnej hierarchii dziecko-rodzic.
W zbyt wielu domach dziecko, niejako zmuszone przez sytuację rodzinną, wchodzi w rolę ratownika swoich rodziców i bierze na swoje barki ciężar, którego nigdy nie powinno nosić. Ciężar, który jest ponad siły każdego dziecka i który zmienia jego życie na zawsze.
W takich domach dziecko bierze odpowiedzialność za swoich opiekunów, opiekując się nimi, zajmując domem, rodzeństwem, martwiąc się rzeczami, którymi dziecko nie powinno się martwić i próbując utrzymać rodzinę w całości.
Po co dziecko to robi? Po co wchodzi w rolę rodzica swoich rodziców?
Dlaczego dziecko poświęca w tym siebie, zdradza siebie, zaniedbuje swoje własne potrzeby (wręcz się ich wyrzeka, aż w końcu przestaje czuć, że je ma), całkowicie oddając się ratowaniu ludzi, których nigdy nie powinno ratować?
Otóż dziecko, choć nie ma w pełni rozwiniętych funkcji rozumowania od początku, na najbardziej fundamentalnym poziomie istnienia rozumie, że bez rodziców nie przeżyje.
Ma więc w sobie ogromne pokłady lęku, kiedy rodzice nie są w dobrostanie, a przez to silną motywację, by zrobić dosłownie wszystko, co w jego mocy, żeby do tego dobrostanu rodziców przywrócić. Wszystko po to, aby oni w konsekwencji byli w stanie opiekować się tym dzieckiem…
Czy to wszystko nie jest smutne? Uważam, że bardzo.
Najsmutniejsze jest to, że najczęściej takie dziecko nie wychodzi z roli ratownika NIGDY. W dorosłości czuje się w silnym obowiązku nie tylko wciąż ratować swoich rodziców, ale również swojego partnera, dzieci, przyjaciół, a nawet obcych ludzi. Odpowiedzialność za życie innych staje się częścią jego tożsamości, czymś, co jest w nim głęboko zakorzenione i co nie pozwala mu zachowywać się inaczej.
I może ktoś pomyśli nawet, że to takie piękne, nieegoistyczne i wzniosłe wręcz żyć w ten sposób dla innych, ale tak nie jest.
Życie ratownika jest niesamowicie trudne. Po pierwsze dlatego, że ta osoba nie robi tego z własnej woli, z własnego wyboru (choć czasem tak myśli). Nie daje dlatego, że ma za dużo. Nie robi tego też bezinteresownie.
Taką osobą rządzi silny zapis, który wrył się w nią we wczesnych latach życia, a ten zapis brzmi: „MUSZĘ OPIEKOWAĆ SIĘ INNYMI, ŻEBY PRZEŻYĆ”.
Więc to ratowanie innych, ten przymus opiekowania się innymi jest zbudowany na lęku o własne przetrwanie. Lęku, którym jest podszyte całe jej życie i starania…
I najczęściej taka osoba żyje w nieświadomości tego zapisu w sobie. Czasem nawet bardzo chciałaby inaczej, ale nie może i nie wie, dlaczego.
Myślę, że najbardziej bolesne dla takiego ratownika jest to, że on nie jest w stanie żyć własnym życiem i poukładać go sobie w zgodzie ze swoimi pragnieniami.
Jego życie jest tak nierozerwalnie splecione i zaangażowane w życia innych, że tego życia nie starcza mu już dla siebie.
I być może czytając moje słowa, wiesz już wewnętrznie, że masz w sobie tego ratownika, który czuje odpowiedzialność za cały świat, tylko nie za siebie. Że dajesz innym tak wiele, że dla Ciebie już nie starcza…
Niestety u ratownika zawsze jakaś sfera życia leży całkowicie niezaopiekowana, zaniedbana, pozostawiona sama sobie. Czasem jest to zdrowie, czasem finanse, kariera, związek, a czasem wszystko na raz.
Czasem wręcz to nasze życie wydaje się nam tak pełne frustracji i tak nie do odratowania, że uciekanie w pomoc innym staje się wręcz wygodne.
Wtedy nie musimy patrzeć na to, co w naszym życiu się wali. Jesteśmy przecież zbyt zajęci byciem dla innymi, żeby sobie pomóc…
I kiedy tak czytam teraz to wszystko, co wyszło spod moich palców, mam łzy w oczach. Smutno mi strasznie z powodu losu wszystkich ratowników, do których sama również kiedyś się zaliczałam…
Chciałabym więc skierować dziś do Ciebie, Kochany Ratowniku, słowa, na które ja sama otworzyłam kiedyś swoje serce i które mnie uratowały:
„Twoje życie należy do Ciebie i możesz je przeżyć, jak chcesz”.
W tych słowach kryje się ogromna wolność, jeśli zechcemy je przyjąć, ale i odpowiedzialność, bo teraz musimy podjąć ważną decyzję, czy nadal będziemy żyć tylko dla innych i patrzeć, jak nasze życie uchodzi z nas, czy weźmiemy za siebie odpowiedzialność i zaczniemy żyć życiem, które zostało ofiarowane nam – dla nas. Dla innych również, ale przede wszystkim to życie zostało ofiarowane nam.
Jesteśmy już dorośli, nie musimy ratować rodziców, żeby oni mogli się nami zająć. Nie musimy uważać się za mądrzejszych, dojrzalszych niż oni i stawiać siebie ponad nich.
Każdy ma swoje własne życie do przeżycia – zarówno nasi rodzice, rodzeństwo, partnerzy, nasze dorastające dzieci również.
Każdy ostatecznie odpowiada tylko za siebie.
No więc jestem ciekawa, co z tym wszystkim teraz zrobisz. Czy pomyślisz, że to mądre, ale i tak wrócisz do starego wzorca zachowań, pozwalając, aby Twoje życie się zmarnowało, czy może odważysz się o to swoje życie i o siebie zawalczyć, żeby ten dar życia właściwie uszanować i pod koniec nie żałować, że nigdy nie żyłeś naprawdę…
Życzę Ci z całego serca tej odwagi, żeby wybrać siebie, bo zapewniam Cię, jako osoba, która się odważyła, że życie w zgodzie z sobą jest jednym z najpiękniejszych doświadczeń i najlepszych prezentów, jaki człowiek może sobie dać.
Więc jeśli czujesz w sobie gotowość, zapraszam Cię do rozpoczęcia tej podróży razem ze mną i do zapisania się na to bezpłatne spotkanie online, od którego wszystko się zaczyna: