Właśnie nagrałam nowe wideo, w którym wyjaśniam, jak to się dzieje, że odcinamy się od samych siebie i tracimy z sobą kontakt.
Podkreślam w nim wagę zdrowego wyrażania emocji i życia w swojej prawdzie.
Bo ukrywanie prawdziwego siebie i porzucanie tych części nas, które kiedyś były nieakceptowane, prowadzi do wewnętrznej rozpaczy i poczucia braku sensu w życiu.
Każdy z nas przychodzi na ten świat wyjątkowy i unikalny, z prawem do bycia sobą.
Nie odbierajmy sobie tego prawa tylko dlatego, że ktoś kiedyś nie potrafił uznać naszych emocji i przyjąć ich z szacunkiem, na jaki zasługują.
Nie dajmy sobie wmówić, że nasze emocje są nieważne, niewłaściwe, nie na miejscu i że wyłącznie „pozytywne” emocje są tymi, które powinniśmy czuć.
Mamy prawo do odczuwania i zdrowego wyrażania wszystkiego, co czujemy w środku.
Mamy prawo do trudnych emocji i gorszego dnia.
Mamy prawo być sobą i żyć w swojej prawdzie.
Bo to właśnie możliwość autentycznego wyrażania siebie i tego, co czujemy, jest drogą do wolności oraz szczęśliwego i spełnionego życia.
Zapraszam.
P.S. Na spotkanie online, o którym wspominam w nagraniu, można cały czas zapisywać się TUTAJ.
P.S.II. Jeśli wolisz czytać niż oglądać czy słuchać, pod nagraniem znajdziesz całą transkrypcję z tego wideo.
Chciałabym, żeby dzielenie się trudnymi emocjami przestało być odbierane negatywnie, jako narzekanie, jako słabość, zbytnia wrażliwość, obciążanie innych, czy jako coś toksycznego.
Mówienie o tym, co czujemy, jest LUDZKIE, jest NATURALNE i jest potrzebne. Zdrowe wyrażanie emocji reguluje nasz układ nerwowy, pomaga nam wrócić do równowagi i często… RATUJE NAM ŻYCIE.
Witajcie Kochani. Nazywam się Monika Regiec, jestem psychologiem holistycznym i w dzisiejszym odcinku chciałabym poruszyć temat wyrażania trudnych emocji. Temat tego, dlaczego dzielenia się swoim cierpieniem i tym, co autentycznie czujemy w środku, zbyt często jest źle odbierane, choć nie powinno.
I chciałam dedykować to nagranie wszystkim tym, którzy boją się otwarcie wyrażać to, co czują. Boja się mówić o swoim cierpieniu i tłumią wszystko w sobie w obawie, że zostaną odrzuceni za swoje prawdzie emocje. I chcę dedykować to nagranie również tym, którzy próbowali wyrażać otwarcie to, co czują, ale spotkali się z negatywną oceną, otrzymali łatkę osób toksycznych, marudzących, niewdzięcznych, zostali wyśmiani, skrytykowani czy zupełnie niezrozumiani.
Strach przed wyrażaniem prawdziwego siebie
Ja wiem, że ja na pewno byłam taką osobą, która bała się wyrażać to, co naprawdę czuje, bo już w moich wczesnych latach przeróżne osoby dawały mi do zrozumienia, że to, co ja czuję i jaka jestem, nie jest w porządku.
I pamiętam, jak lata temu mój mąż uświadomił mi to, jak bardzo boję się wyrażać siebie i to, co naprawdę czuję. Mój mąż pewnego dnia powiedział do mnie, że uwielbia mnie uśmiechniętą. I to są bardzo piękne słowa! Natomiast na tamten czas te słowa były dla mnie bardzo trudne, bo to był okres w moim życiu, gdzie chciało mi się głównie płakać i silenie się na ten uśmiech bardzo dużo mnie kosztowało.
I wtedy właśnie dotarło do mnie, że ja przez znaczą część mojego życia chodziłam z przyklejonym do twarzy uśmiechem, choć tak naprawdę umierałam w środku.
Uśmiechałam się do wszystkich, bo byłam nauczona od dziecka, że łzy, smutek czy złość nie są mile widziane. No bo jeśli przez całe dzieciństwo słyszy się słowa typu: „Nie płacz, przestań się złościć, uspokój się!” i gorsze, no to takie słowa potrafią programować dziecko na całe życie.
Dają do zrozumienia, że nikt nie będzie kochać nas za bycie smutnym albo złym. Uczą, że tylko to, co „pozytywne”, może być eksponowane. I tak się rodzi w nas, w ogóle w naszym społeczeństwie taka postawa toksycznej pozytywności, gdzie nie pozwalamy ani sobie, ani innym ludziom na wyrażanie tego, co trudne. Nie pozwalamy sobie i innym na gorszy dzień czy na gorsze samopoczucie, które przecież jest naturalną częścią życia.
I to było dla mnie naprawdę trudne, żyć w świecie, w którym dajemy sobie przyzwolenie tylko na pewne stany i emocje, ale już inne blokujemy, bo uważamy je za gorsze. No ale dlaczego gorsze? Skoro te emocje rodzą się w nas naturalnie i są w nas wbudowane, no to one chyba po coś tam są, prawda? Te emocje o czymś nam mówią, są dla nas informacją o tym, że coś złego się stało, że może ktoś przekroczył nasze granice, może nasze potrzeby nie zostały zaopiekowane, może coś nam zagraża, może w danej chwili potrzebne jest podjęcie jakiegoś działania i ten lęk czy ta złość, które czujemy, mają nas do tego zmobilizować? Więc dlaczego je tłumić, dlaczego udawać, że nie czujemy tego, co czujemy, kiedy nasze uczucia są dla nas ważną informacją?
Nasze odczucia to jest język naszego ciała, sposób, w jaki nasze ciało próbuje się z nami komunikować, więc dlaczego kiedy nasze ciało wysyła nam sygnały, że czuje się źle, mielibyśmy silić się na pozytywne myślenie, na uśmiech i wmawiać sobie, że wszystko jest dobrze?
Przecież…
To jest okłamywanie siebie
Tak tracimy do siebie zaufanie. Tak jeszcze bardziej nasila się nasz stres, bo ciało krzyczy, że dzieje się coś złego, że cierpimy, daje nam o tym znać poprzez emocje i różne odczucia z ciała, somatyczne objawy, jak napięcie, ból, sztywność, dyskomfort, a kiedy my próbujemy to zagłuszać pozytywnym myśleniem i odwracamy się od tego, co trudne, tyłem, to wtedy ciało zaczyna krzyczeć coraz głośniej i coraz bardziej wychodzi z równowagi, bo problem nie został rozwiązany. My go jedynie próbujemy maskować i pudrować. Udajemy, że wszystko jest w porządku, choć tak naprawdę nie jest.
I ja w pewnym momencie znalazłam się w tak trudnym miejscu w moim życiu, że już nie byłam w stanie udawać, że jest dobrze i uśmiechać się, kiedy nie było mi do śmiechu.
I wtedy, kiedy mój mąż powiedział mi, że uwielbia mnie uśmiechniętą, odpowiedziałam mu: „Wiesz, czasem uśmiecham się, choć tak naprawdę chce mi się płakać. Ale nie płaczę, bo boję się, że mnie takiej nie zechcesz”.
Przyszło mi się przekonać, że jednym z najtrudniejszych doświadczeń w życiu człowieka jest niemożność bycia sobą, wyrażania prawdziwego siebie. To poczucie, że musimy ukrywać niektóre nasze części, niektóre nasze zachowania, reakcje, uczucia, emocje, potrzeby, żeby nie stracić czyjejś akceptacji czy miłości.
Ta potrzeba autentyczności, czyli działania w zgodzie z sobą i takiego otwartego i niczym nieskrępowanego wyrażania swojego prawdziwego ja jest jedną z głównych potrzeb człowieka. Kiedy możemy być sobą, to czujemy się prawdziwie wolni w życiu, czujemy, że tu pasujemy, że mamy swoje miejsce w świecie, że jesteśmy chciani tacy, jacy jesteśmy.
Tylko tak się nieszczęśliwie składa, że jest jeszcze ważniejsza potrzeba – która jest bardzo silna w nas zwłaszcza w naszych młodszych latach, i która często tę potrzebę autentyczności gasi. A jest nią potrzeba więzi.
Jesteśmy neurobiologicznie zaprojektowani do życia z innymi
Jako istoty społeczne – nie tylko żyjemy wśród innych, ale też uczymy się życia od innych ludzi, kształtujemy się, rozwijamy, wzrastamy i uzdrawiamy w relacjach z innymi.
Ludzie, jako gatunek, potrzebują tego połączenia i opieki chyba najbardziej, ponieważ po urodzeniu jesteśmy najmniej przygotowani do samodzielnego funkcjonowania. Niektóre zwierzątka już po porodzie biegają, samodzielnie zdobywają pożywienie, ale nie człowiek.
Nasze ciała i mózgi potrzebują jeszcze wielu lat od narodzin, żeby osiągnąć pełną sprawność, dlatego jako dzieci, mocno zależymy od innych. I ta potrzeba przywiązania, więzi jest w nas tak silnie zakorzeniona, że pozostaje w nas aż do dorosłości. Pragniemy więzi z innymi, chcemy przynależeć, kochać i czuć się kochani. To podstawowa potrzeba każdego z nas.
I w związku z tym, że już jako małe i bezradne dzieci wiemy podświadomie, że żeby przeżyć na tym świecie, potrzebujemy bliskiej i bezpiecznej relacji z dorosłym, to co się dzieje, kiedy ten dorosły wypowiada w naszą stronę te słowa, o których już wcześniej wspomniałam: „Nie płacz”, „Nie zachowuj się tak, przynosisz wstyd”, „Jak Ty wyglądasz”, „Przestań”, „Uspokój się”.
Jaki to jest komunikat dla dziecka?
Że to, jakie to dziecko jest, nie jest w porządku. Że to, co czuje, myśli, robi to dziecko, nie jest akceptowane przez opiekuna, od którego to dziecko zależy.
I tak właśnie rodzi się w tym małym człowieku ten trudny konflikt pomiędzy byciem autentycznym, byciem prawdziwie sobą, a byciem kochanym.
Tak zaczynamy rozumieć, że jeśli będziemy sobą, to stracimy więź z drugim człowiekiem i jego miłość. Zaczynamy rozumieć, że jeśli będziemy autentyczni, prawdziwi, tacy, jacy chcemy być, to rodzice, a potem partnerzy, przyjaciele czy inni ludzie nas za to odrzucą. Jeśli będziemy czuć to, co czujemy i wyrażać to otwarcie, to zostaniemy odtrąceni.
No więc jaki wybór w tym konflikcie ma małe dziecko? Czy wybierze siebie, swoją autentyczność, czy wybierze więź? Czy ono naprawdę ma wybór?
Nie.
Żeby móc przeżyć, dziecko musi utrzymać więź z innymi
Musi z siebie wielokrotnie rezygnować i siebie zdradzać, żeby zadowolić innych. Musi przestać być sobą i udawać kogoś innego, żeby przetrwać.
I to właśnie tak zaczynamy odcinać się od siebie, swoich pragnień, swoich potrzeb i uczuć. A kiedy tak się od siebie odcinamy, to przestajemy rozumieć, kim jesteśmy i czego chcemy, bo nie mamy ze sobą kontaktu. Nie czujemy siebie i stajemy się obcy dla samych siebie.
Więc to jest takie ważne, żeby czuć siebie i mówić otwarcie o tym, co czujemy, zwłaszcza ludziom, na których nam zależy. To jest podstawa każdej zdrowej relacji. I to jest podstawa naszej wewnętrznej równowagi.
Dlatego jestem wdzięczna za dzień, w którym zrozumiałam, że każda moja emocja jest WAŻNA, POTRZEBNA i że ja mam prawo czuć i wyrażać WSZYSTKO, co potrzebuję.
Jestem wdzięczna sobie, że na powrót skontaktowałam się z tym, co trudne we mnie, bo dzięki temu zrozumiałam, dlaczego nie potrafiłam czuć się szczęśliwym człowiekiem.
I powiedziałam mojemu mężowi wtedy, że zobaczyłam, ile ran z przeszłości jest we mnie do uleczenia. Ile we mnie jest stłumionego i starego bólu do przepracowania, który blokował mnie na odczuwanie szczęścia. I zapytałam mojego męża, czy to w porządku, jeśli czasem będę chciała mu o tym bólu opowiedzieć, żeby nie trzymać tego w sobie i nie być z tym sama. Żeby czuć tę bezpieczną obecność drugiej osoby, która tak niesamowicie przywraca układ nerwowy do równowagi i spokoju. Zapytałam męża, czy on czasem chce mi w tym towarzyszyć. I mój mąż chciał mi w tym towarzyszyć, za co dziękuję mu każdego dnia.
My zaczęliśmy bardzo otwarcie rozmawiać o swoich trudnych emocjach i to uratowało nie tylko mnie, jego, ale też nasz związek. Ja dziś wiem, że mogę mojemu mężowi opowiedzieć o tym, co przeżyłam. Mogę przy nim płakać i nigdy nie usłyszę w odpowiedzi, że mam przestać. Spotykam się ze zrozumieniem, spotykam się z taką współczującą obecnością, z przytuleniem. Z ciepłem, ze wsparciem.
Więc to nie tylko fakt, że ja mogę być sobą i swobodnie uwalniać trudne emocje, mnie ratuje. Ale ta współczująca obecność drugiej osoby, która mnie przyjmuje, która widzi mnie i moje cierpienie, szanuje je i jest wsparciem w tym dla mnie – to jest niesamowicie potężne i leczące doświadczenie. Bo…
Uleczenie następuje, kiedy my w końcu doświadczamy czegoś odwrotnego
Kiedy my w końcu, zamiast odrzucenia z powodu trudnych emocji, doświadczamy zrozumienia i współczucia. Doświadczamy akceptowania nas w całości, we wszystkich naszych kolorach i odcieniach.
Więc to jest bardzo piękne i uzdrawiające, kiedy jesteśmy przyjmowani tacy, jacy potrzebujemy być na dany moment i kiedy możemy otwarcie wyrazić to, co trudne w nas. Opowiedzieć bez obaw, z czym się w środku mierzmy.
To jest początek leczenia traumy odrzucenia.
I teraz to, co jest bardzo ważne, to oczywiście żeby w tym otwartym wyrażaniu siebie, swoich emocji szanować też… limity innych Kochani. Jeśli chcemy porozmawiać z kimś o tym, z czym się mierzymy, to potrzebujemy upewnić się, że ta osoba, do której zwracamy się z prośbą o wysłuchanie, ma w sobie przestrzeń i gotowość na to, żeby nas wysłuchać i że to nie będzie dla niej i dla jej układu nerwowego za dużo.
Kiedy ja potrzebuję się wygadać i wywentylować, to pytam mojego męża, czy to jest dobry czas. Bo może on ma jeszcze jakieś ważne obowiązki do wykonania, może jakieś spotkanie biznesowe przed sobą i potrzebuje mieć na to zasoby, potrzebuje być w równowadze i pełni sił. Więc nie chcę mu tych sił odbierać.
Kto wie, może on sam przechodzi przez trudny czas, może jest w stresie i choćby bardzo chciał, to jego układ nerwowy już jest tak mocno przytłoczony i przestymulowany, że on nie jest w stanie być dla mnie tak, jakby chciał. Dla jego układu nerwowego to, co on sam w sobie przechodzi, to może być już za dużo.
Więc to jest bardzo ważne, żeby szanować granice innych i pytać, czy nasze emocje będą dla nich do uniesienia. Jeśli będą, wspaniale, tylko się cieszyć. Ale jeśli nie znajdziemy w tych osobach gotowości czasem, to potrzebujemy to zaakceptować, uszanować, rozumiejąc jednocześnie, że nasze emocje nadal mają prawo być takie, jakie są. Że to, że ktoś inny nie jest gotowy na nasze emocje, nie oznacza, że one są nieważne.
I piękne jest to, że w ostateczności emocjami możemy też nauczyć się opiekować samodzielnie.
Życie bywa piękne i życie bywa trudne
I to jest bardzo uspokajające i budujące, kiedy my sami wiemy, jak się sobą zaopiekować po tym, jak doświadczymy jakichś życiowych trudności.
Bo niestety nie zawsze możemy liczyć na innych. Myślę, że w życiu każdego z nas znajdą się takie osoby, które nie będą chciały rozmawiać z nami o trudnych emocjach nigdy. I to jest coś, na co nie mamy do końca wpływu, bo nie możemy na siłę zmieniać innych i zmusić ich do czegoś. Bo sami też byśmy nie chcieli, żeby nas do czegoś zmuszano, prawda? Natomiast to, że inni nie potrafią rozmawiać o trudnych emocjach, często też jest ważna informacja dla nas o tych osobach.
Bo jeśli ktoś nie chce z nami rozmawiać o trudnych emocjach w ogóle, ucina temat za każdym razem, bagatelizuje nas słowami, że inni mają gorzej, że przecież nic takiego się nie stało albo ocenia i zawstydza nas, mówiąc, że jesteśmy nadwrażliwi, że przesadzamy, że narzekamy, to często dzieje się tak dlatego, że ta osoba sama nie potrafi znieść własnych emocji.
Napisałam kiedyś:
Bo to właśnie to jest NIEZDROWE i NIENATURALNE – tłumienie trudnych emocji i uciekanie od nich. To właśnie to często prowadzi nas do ogromnej nierównowagi wewnętrznej, chorób i poczucia bezsensu w życiu.
Bo zobaczcie, że…
Uciekając od tego, co trudne w nas, uciekamy tak naprawdę od samych siebie
W ten sposób, jak już powiedziałam, tracimy z sobą kontakt i przestajemy wiedzieć, co czujemy, kim jesteśmy i czego chcemy. A te stłumione emocje, nigdy niewyrażone, piętrzą się w nas i kotłują, co sprawia, że nie potrafimy zaznać spokoju ani szczęścia w naszym życiu. W ogóle.
I jeśli nie czujemy się komfortowo ze swoimi własnymi emocjami, jeśli nie potrafimy uznać i uszanować swoich emocji, to nie będziemy potrafili uszanować i zaopiekować się emocjami swojego dziecka, partnera, przyjaciół, bliskich.
To akceptacja i szanowanie naszych emocji pomaga nam szanować innych i budować z nimi zdrowe, wspierające relacje.
Więc moim takim marzeniem jest, żeby dzielenie się trudnymi emocjami przestało być odbierane, jako narzekanie, jako słabość czy jako obciążanie innych i coś toksycznego.
Bo o takiej toksyczności w kontekście wyrażania emocji możemy mówić, jeśli widzimy, że osoba ciągle mówi o tym, jak jej źle, ale nic z tym nie robi. Nie udaje się po pomoc, nie przyjmuje żadnych porad czy prób pomocy od nas, nie próbuje niczego zmienić i nie respektuje też w tym naszych granic. Czyli np. dzwoni czy przychodzi do nas częściej niż to dla nas komfortowe, albo wyraża swoje emocje w sposób zbyt dla nas wulgarny czy agresywny na przykład.
Ale jeśli mówimy o osobie, która przechodzi przez trudny czas i po prostu chce w zdrowy sposób podzielić się z nami tym, co czuje, to czy w tym jest coś niewłaściwego?
Mówienie o tym, co czujemy, jest LUDZKIE, NATURALNE i ZDROWE. Kiedy jesteśmy w nierównowadze i mówimy drugiej osobie o tym, jak się czujemy i w zamian otrzymujemy współczucie, zrozumienie, wsparcie, to wtedy nasz układ nerwowy zaczyna czuć się bezpieczniej. Widzi, że nie jest sam, że ktoś jest po jego stronie, że jest z nim i to poczucie bezpieczeństwa wynikające z bliskości drugiej osoby czasem wystarczy, żebyśmy całkowicie powrócili do równowagi. A czasem, nawet jeśli nie wystarczy, to wyrównuje i reguluje nas na tyle, że jesteśmy w stanie spojrzeć spokojniej na problem, z większym dystansem i znaleźć dzięki temu lepsze rozwiązanie nawet.
Więc ta regulacja naszego układu nerwowego, uspokajanie go w relacji z drugą osobą jest ogromnie ważnym narzędziem powracania do równowagi.
Dlatego zechciejmy inaczej spojrzeć na dzielenie się tym, co trudne. Nauczmy się szanować swoje uczucia i uczucia innych, żeby móc prawdziwie być dla innych i dla siebie, kiedy to jest potrzebne.
Bo to dawanie sobie i innym przestrzeni na czucie tego, co potrzebujemy czuć, jest kluczowe dla naszej wewnętrznej równowagi. To bycie autentycznym i wyrażanie prawdziwego siebie prowadzi nas do spełnionego i szczęśliwego życia.
I piękne jest to, że my w każdym momencie możemy na powrót połączyć się z sobą i spotkać z tym, co trudne w nas, żeby siebie uratować.
Możemy stanąć w swojej prawdzie, wyrażać prawdziwych siebie, akceptować swoje emocje (nawet jeśli inni nie zechcą). I możemy nauczyć się opiekować swoimi ranami, żeby nasze życie w końcu mogło stać się szczęśliwsze.
Mam nadzieję, że to, o czym dzisiaj opowiedziałam, okaże się dla Ciebie pomocne i zachęci Cię do bardziej otwartego mówienia o tym, co czujesz w środku. Masz prawo mówić o tym, co czujesz, masz prawo wyrażać swoje prawdziwe emocje. To nie jest narzekanie, to nie jest słabość. To jest w porządku.
A jeśli zapragniesz połączyć się ze swoimi emocjami na nowym poziomie, żeby odzyskać z sobą kontakt i powrócić do życia, to chciałabym Cię w tym wesprzeć i zaprosić na bezpłatne spotkanie online ze mną, od którego ta piękna droga do siebie się zaczyna i do którego link znajdziesz TUTAJ.
Mam nadzieję, że widzimy się na miejscu, dziękuję Ci za dzisiaj i do zobaczenia!