Ja też kiedyś straciłam nadzieję na to, że moje życie może zmienić się na lepsze.
Był taki mroczny czas, w którym nienawidziłam swojego życia i siebie. Czas, w którym nie rozumiałam, po co tu jestem i nie widziałam sensu.
Czułam, że nie wiem, kim jestem i czego w życiu pragnę. Byłam ogromnie zagubiona i czułam się obca dla samej siebie…
Czułam, że ugrzęzłam w życiu, które nie jest moje i że z tego cierpienia nie ma drogi ucieczki…
Ale chcę Ci powiedzieć coś ważnego – to właśnie w tym największym cierpieniu otworzyłam oczy. To w moim największym cierpieniu zaczęłam przebudzać się do życia, którego zawsze pragnęłam i które na mnie czekało, ale nie potrafiłam tego zobaczyć.
Kiedy cierpienie stało się nie do wytrzymania, poczułam, że nie mam już nic do stracenia. Podjęłam odważne decyzje. Zaczęłam działać i doświadczać swojej przemiany i dlatego mogę Ci powiedzieć z całą pewnością, że istnieje wyjście. Że możesz powrócić do siebie – że z krainy umarłych możesz powrócić do życia.
Mam nadzieję, że poniższy przekaz wleje w Twoje serce nadzieję, że Twoje życie jeszcze może odmienić się na lepsze…
Na spotkanie online, o którym wspominam w nagraniu, można cały czas zapisywać się TUTAJ.
Jeśli wolisz czytać niż oglądać czy słuchać, poniżej znajdziesz całą transkrypcję z tego nagrania.
Nie wiem, jak było u Ciebie, ale moje życie nie legło w gruzach z dnia na dzień
To był powolny proces, który rozpoczął się już w moich wczesnych latach i gdzie z biegiem czasu coraz częściej czułam wewnętrznie, że coś jest nie tak…
Nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje. Wiedziałam tylko, że zaczynam czuć się dziwnie w sobie i obco w tym świecie…
I jeśli Ty dzisiaj też czujesz się w swoim życiu niekomfortowo – może czujesz ciągły lęk i napięcie, albo masz obniżony nastrój, brak energii do czegokolwiek, jeśli Twoje życie jest udręką i cierpieniem, to chcę Ci powiedzieć, że doskonale Cię rozumiem, bo kiedyś też tam byłam.
Nie czułam się dobrze w sobie, nie czułam się dobrze w życiu. Nie potrafiłam już nawet odnajdywać radości w tym, co dawało mi ją kiedyś. Wszystko traciło sens.
I kiedy ukończyłam psychologię, to na początku mojej kariery zawodowej byłam specjalistą do spraw rekrutacji w dużych korporacjach, ale ta praca kosztowała mnie i wyniszczała tak mocno, że to właśnie w tym czasie zaczęłam doświadczać problemów zdrowotnych, choroby tarczycy i stanów depresyjnych. Dosłownie nie chciałam wychodzić z łóżka. Do pracy jeździłam z płaczem. To pamiętam.
Ze stresem radziłam sobie tylko tak, jak potrafiłam najlepiej – poprzez zajadanie go, co doprowadziło mnie do uzależnienia od jedzenia i potem bulimii.
Ale chcę opowiedzieć Ci o dniu, który zmienił dla mnie wszystko…
To stało się, kiedy pracowałam jeszcze w korporacji. Miałam to szczęście, że mój boks, moje biurko stało tuż przy oknie, więc miałam przynajmniej fajny widok z 8 piętra na panoramę Krakowa. Tego dnia świeciło słońce i pamiętam, że tak bardzo chciałam być tam, na zewnątrz, w tym słońcu, wolna i szczęśliwa, ale musiałam być tu, zamknięta w budynku i w pracy, która mnie niszczyła.
I wtedy poczułam ścisk w gardle i ból w klatce piersiowej, bo zrozumiałam coś, co mnie przygniotło i całkowicie załamało. Dotarło do mnie, że tak będzie wyglądała reszta mojego życia. Praca, której nienawidzę od rana do wieczora aż do emerytury. Ogromny stres, przytłoczenie i powrót do domu, gdzie zajadałam swój ból, a potem chciałam już tylko pójść spać i przestać czuć. Ta wizja mojego życia dosłownie złamała mi serce, bo zrozumiałam, że żyję życiem, jakiego nigdy dla siebie nie chciałam.
Zobaczyłam przed oczami małą dziewczynkę, którą byłam kiedyś. Ta dziewczynka miała wielkie marzenia. Pamiętam, jak moja mama sprzątała cały dom i odkurzała akurat kuchnię, a ja jako może 6-latka oglądałam telewizję w pokoju obok i widziałam tam piękne drzewa palmowe. Wtedy pomyślałam, że ja nie będę mieć takiego ciężkiego życia jak ci dorośli. Bo dorośli w moim otoczeniu byli zmęczeni życiem, byli przytłoczeni obowiązkami i zmartwieniami. Nie byli szczęśliwi i na pewno nie żyli tak, jak chcieli. I wtedy, jako ta 6-latka pomyślałam, że ze mną będzie inaczej, że ja będę wolna, będę podróżować po świecie, będę spełniać marzenia i będę żyć… tak naprawdę, tak w pełni.
Ale kiedy 20 lat później siedziałam w korporacyjnym boksie na 8 piętrze i patrzyłam na panoramę miasta, to jak piorun uderzyło mnie to przykre zrozumienie, że moje życie nie jest nawet zbliżone do tego, którego dla siebie chciałam. Nie czułam się wolna, nie czułam się szczęśliwa. Czułam się zniewolona, czułam się zestresowana, przygnębiona i niesamowicie zmęczona.
To był pierwszy raz, kiedy naprawdę poczułam, jakbym umierała w środku. Czułam, jak gaśnie we mnie to światełko nadziei, że kiedyś moje życie się odmieni.
Więc tamtego dnia, kiedy to wszystko do mnie dotarło i tak na mnie spadło i przytłoczyło mnie, na moment odechciało mi się żyć. Naprawdę pękło mi wtedy serce, ale na skutek tego przerażającego zrozumienia powoli zaczęło pękać we mnie też coś innego. Zaczęła budzić się we mnie jakaś nowa świadomość, której nie umiem wyjaśnić. Pierwsze, co wtedy sobie uświadomiłam, to to, że jeśli ja siebie nie uratuję, to nikt mnie nie uratuje.
Nikt mnie nie wyciągnie z tej pracy, nikt nie zmieni za mnie mojego życia.
I to było bardzo trudne zrozumienie, bo ja chciałam, żeby ktoś przyszedł i mnie uratował, wyciągnąć z tej korporacji i ułożył moje życie na nowo – za mnie. A jednocześnie wiedziałam, że tak się nie stanie, że to tak nie działa.
I to była druga rzecz, która mnie przytłoczyła, bo ja nie wierzyłam w siebie, nie lubiłam siebie i pamiętam, że miałam w głowie, że ja nic innego nie potrafię, więc jaką inną pracę mogę wykonywać? Uważałam, że ja nie dam rady sobie pomóc, bo wszystkiego się boję. A najgorsze było to, że ja nawet nie wiedziałam, co chciałabym robić.
Przyszło mi się przekonać, że jednym z najtrudniejszych doświadczeń w życiu jest wiedzieć, czego się nie chce, nie mając jednocześnie pojęcia, czego się chce.
Więc uwierz mi, że w tamtym czasie czułam się na dnie. Nie wiedziałam, co robić i nie wierzyłam, że mogę sobie pomóc. Ale pewnej nocy przyszły do mnie słowa, że…
Ja jestem swoją nadzieją…
I razem z tymi słowami przyszła świadomość, że ja mogę siebie nienawidzić, mogę uważać, że jestem nikim i że niczego nie umiem, mogę nie wierzyć w siebie i nie mieć pojęcia, jak sobie pomóc wstać z kolan, ale to ja jestem swoją ostatnią deską ratunku. Jeszcze mam siebie w tym życiu i albo z siebie skorzystam i postawię na siebie, albo to już koniec.
I przyznam się, że to wszystko, co spadło na mnie od tamtego pamiętnego dnia w biurze, najpierw całkowicie mnie zdruzgotało, ale ostatecznie mnie wyzwoliło. Doświadczyłam, co to znaczy, że cierpienie łamie nam serce, ale otwiera oczy… Doświadczyłam, że nasz największy ból może być naszym największym darem.
Bo kiedy naprawdę dotarło do mnie, że to ja jestem odpowiedzialna za swoje życie, to w końcu zaczęłam szukać pomocy, zaczęłam się edukować i szukać odpowiedzi na pytanie, jak sobie pomóc, jak wyjść z tego cierpienia, jak zrozumieć, kim jestem i czego chcę.
I tak zaczęła się droga mojego wewnętrznego rozwoju i uzdrawiania mojego życia. Poprzez zdobycie wiedzy, którą chcę się z Tobą podzielić i poprzez pracę nad sobą, dotarłam do momentu, gdzie w końcu żyję życiem, jakiego chciała dla mnie ta mała dziewczynka. Z osoby, która uważała, że nie znaczy nic i która nie potrafiła siebie znieść, stałam się osobą, która wierzy w siebie, szanuje siebie i żyje w zgodzie z sobą.
Dziś jestem całkowicie zdrowa, jestem w cudownym związku, spełniam swoje największe marzenia, podróżuję po całym świecie i odważyłam się rzucić pracę w korporacji, dzięki czemu odnalazłam moje prawdziwe powołanie i pomagam dziś ludziom zagubionym i cierpiącym, którzy utracili sens życia, jak ja kiedyś.
Dzięki temu, co sama przeszłam, byłam w stanie pomóc już wielu osobom wyjść z cierpienia i powrócić do siebie.
Więc niezależnie od tego, czy Ty też masz pracę, której nienawidzisz, albo tkwisz w związku, który Cię wyniszcza, może czujesz ogromną samotność, może zmagasz się z trudnymi stanami psychicznymi i fizycznymi chorobami. W jakkolwiek trudnej sytuacji teraz tkwisz i jakkolwiek trudno Ci to przyjąć…
To Ty jesteś swoim ratunkiem i swoją nadzieją – nikt inny
To Ty musisz zrobić ten pierwszy krok do siebie poprzez szukanie odpowiedzi na pytanie, jak sobie pomóc, jak siebie z tego wszystkiego wyciągnąć i zmienić swoje życie na lepsze, bo to jest możliwe i ja jestem tego dowodem.
Więc jeśli chcesz posłuchać, co ja odkryłam przez te wszystkie lata moich poszukiwań i co pomogło mnie i ludziom, z którymi pracuję, powrócić do siebie i równowagi, to zapraszam Cię na całkowicie bezpłatne spotkanie online, od którego wszystko się zaczyna i do którego link znajdziesz w opisie (link TUTAJ).
Mam nadzieję, że zechcesz poświęcić swój czas na to, żeby sobie pomóc i że widzimy się na miejscu. Do zobaczenia.
Czytałam i płakałam, bo każde słowo jest o mnie. Czekam na jutrzejsze spotkanie.
Witaj Natalia, cieszę się, że zdecydowałaś się wziąć udział. Ściskam!