Niezależnie od powodów rozpoczęcia diety, proszę – przeczytaj ten artykuł do końca. Być może uchroni Cię on przed stresem i niebezpieczeństwem, na jakie naraża się wiele osób, zmieniających całkowicie swój styl odżywiania.
Sama przeszłam przez ogromne trudności i wiem, że jest wiele osób, które spotkało to samo. Ta świadomość zainspirowała mnie do podzielenia się moimi przemyśleniami z Wami, bo wiem, że wiele osób trafiło do mnie ze względu na choroby o podłożu autoimmunologicznym oraz protokół autoimmunologiczny.
Chcę od razu powiedzieć jedno – dieta sama w sobie nie jest niczym złym. Niektórzy potrafią trzymać się diety, prowadzić zbalansowany tryb życia i czuć się szczęśliwi. Dla niektórych osób dieta może jednak przekształcić się w życiowy koszmar. Osoby, które pragną mieć większe poczucie kontroli lub są perfekcjonistami, mogą wpaść w pułapkę odżywiania, która jest prostą drogą do problemów na polu psychicznym i może paradoksalnie zapoczątkować lub wpędzić w jeszcze większą chorobę.
Wraz z rozwojem bloga także ja się rozwijam, codziennie czytam, słucham, poszerzam horyzonty. Na każdym kroku przekonuję się, że jedzenie nie ma aż tak dużego wpływu na zdrowie, jakie mu przypisujemy. Że dużo większy wpływ na nasze życie ma głowa, psychika, myśli, które codziennie się w nas kłębią i mają niesamowitą moc, o czym pisałam tutaj.
Zdecydowałam się napisać o zagrożeniach diety jakiejkolwiek, bo sama zafundowałam sobie małe piekiełko. Być może moje słowa dadzą do myślenia, pozwolą odetchnąć i zmienić podejście. Takie jest moje życzenie i cel, z jakim piszę ten materiał. Żeby pomóc, jak zawsze.
Moje doświadczenia z jedzeniem
Sporo eksperymentowałam z różnymi dietami w moim życiu. Na stronach mojego bloga wiele pisałam o zdrowym jedzeniu, protokole autoimmunologicznym. Przebywałam również na diecie samuraja, po czym zmieniłam ją na dietę wegańską, w większości surową. Mam na swoim koncie również 5-tygodniowy post warzywno-owocowy dr Dąbrowskiej, post sokowy i inne.
Kto mnie zna, wie, że miałam okresy w życiu, gdzie jadłam dosłownie wszystko i potrafiłam zjeść mnóstwo na raz. Często było to przetworzone jedzenie. Nie byłam głodna, a ciągle jadłam i myślałam o jedzeniu.
Dlaczego jemy, choć nie jesteśmy głodni
Prawdopodobnie większość z nas ma lub miała problem z jedzeniem, choć nigdy otwarcie się do tego nie przyzna. Dziś nie jemy dlatego, że jesteśmy głodni. Wielu z nas nawet nie pamięta, co to znaczy być głodnym.
Dzisiaj jedzenie nas przytula.
Jemy, kiedy jesteśmy smutni, szczęśliwi albo znudzeni. Jemy bo jest, bo po prostu smakuje, bo nas stać, bo zasługujemy. Jemy, bo jesteśmy uzależnieni od jedzenia (przeczytaj o kompulsywnym objadaniu się tutaj).
To nie jest nasza wina. Tak po prostu jest. Niektóre pokarmy naturalnie zawierają substancje uzależniające (pieczywo, nabiał, cukier), a niektóre są nimi wzbogacane. Do innych mamy sentyment i pozytywne skojarzenia, dlatego czujemy się komfortowo, kiedy je zjadamy.
Gdy czujesz głód, zapytaj siebie „co to jest?”. Nie zastanawiaj się nad tym – poczuj to. Czy na pewno to jest głód fizjologiczny, czy na pewno czujesz go w żołądku? A może czujesz go w innej części ciała? Może w mostku, a może w gardle? Czy na pewno jedzenie potrafi zaspokoić ten głód? Czasem możesz jeść, jeść i jeść, ale nie czujesz satysfakcji, nie czujesz ukojenia…
Często tak się dzieje, kiedy jedzeniem próbujemy ukoić naszą zranioną duszę. Tylko, że jedzenie, podobnie, jak alkohol, pomoże tylko na chwilę, bo leczy objawy (negatywne emocje, złe samopoczucie), a nie przyczynę.
Żeby siebie uleczyć, należy pozostać ze swoimi emocjami i zrozumieć swoje rany, ich źródło. Dopiero usuwając źródło bólu, możesz wyzdrowieć.
Kiedy jedzenie staje się obsesją
W momencie, kiedy masz silną potrzebę zadbania o wygląd, dobre samopoczucie lub gdy zły stan zdrowia zmusza Cię do zmiany sposobu odżywiania, próbujesz nowej diety. Poświęcasz się jej bezgranicznie, wierząc, że jest Twoim ratunkiem.
Zaczyna się niewinnie, dbasz o tzw. „czystą michę”, nie kupujesz już przetworzonych produktów, jesz naturalnie i z dobrego źródła. Z dnia na dzień Twoja dieta staje się bardziej restrykcyjna i zaczyna koncentrować na sobie całą Twoją uwagę.
Przy diecie eliminacyjnej, jaką jest np. protokół autoimmunologiczny, osobom często towarzyszy nadmierna obawa o:
- zjedzenie chociażby śladowych ilości produktów wykluczonych
- występowanie śladowych ilości alergenów w jedzeniu (glutenu, nabiału, nasion, etc.)
- sztuczne dodatki do żywności
- gmo (żywność modyfikowaną genetycznie), pestycydy, hormony i antybiotyki, metale ciężkie i inne zanieczyszczenia
- właściwą obróbkę termiczną (zastanawianie się, czy smażenie przebiegało w odpowiedniej temperaturze, czy nie wydzieliły się szkodliwe substancje, czy zupa nie gotowała się w zbyt wysokiej temperaturze, tracąc wszystkie wartości odżywcze)
- właściwe pory i odstępy między posiłkami (kurczowe trzymanie się wyznaczonych godzin posiłków i stres związany okazjonalnymi odstępstwami, martwienie się piciem płynów w odpowiednim odstępstwie czasowym od posiłku)
Czasem towarzyszy temu obsesyjne ważenie spożywanego pokarmu, wyliczanie wartości odżywczych, ładunku kalorycznego czy glikemicznego.
W dziedzinie odżywiania funkcjonuje termin „ortoreksja”, która w największym skrócie jest definiowana jako przykładanie nadmiernej wagi do spożywania zdrowego pokarmu.
Nie ma absolutnie niczego złego w czytaniu etykiet, spożywaniu ekologicznego czy bezglutenowego jedzenia, zdrowej obróbce żywności i ogólnie świadomym jedzeniu. Problem pojawia się, kiedy stres związany z jedzeniem zaczyna dominować.
Dieta kontroluje Twoje życie
W końcu łapiesz się na tym, że całe Twoje życie kręci się wokół jedzenia. Zastanawiasz się, co zjesz na śniadanie, obiad, kolację. Stresujesz się wyjściem z domu, bo musisz spakować swój obiad, a ugotowałeś coś, co ciężko jest przetransportować. W sklepie brakuje dojrzałego awokado, a to miał być główny składnik Twojego dzisiejszego posiłku. Zakupy stacjonarne i internetowe trwają całe godziny (bo sprawdzasz skład wszystkich etykiet, piszesz do producentów, ale i tak nie ufasz do końca, bo wiesz, że producenci oszukują). Spędzasz mnóstwo czasu na planowaniu posiłków – myślenie o jedzeniu zajmuje większą część Twojego dnia.
Spontaniczne wypady nie istnieją. Nie wychodzisz do restauracji, bo boisz się ziarenka pieprzu lub alergenów w potrawie, a poza tym jesteś zdania, że restauracje używają złej jakości produktów, więc wolisz zostać w domu. Wakacje to temat jeszcze bardziej stresujący. Zamiast cieszyć się z destynacji, już martwisz się, czy będziesz miał co jeść. Zanim cokolwiek zarezerwujesz, upewniasz się, czy w hotelach są opcje bezglutenowe i wegańskie. Najbezpieczniej jest jednak zostać w domu…
Wpadasz w furię, kiedy tylko słyszysz czyjeś uwagi nt. Twojego sposobu odżywiania, oddalasz się od ludzi, bo komentują sposób, w jaki żyjesz – nie rozumieją Cię i uważają, że komplikujesz sobie życie, że przesadzasz.
Coś, co miało Cię uratować, niszczy Twoje życie
A teraz zrozum, najgorsze jedzenie nie wpływa na Ciebie tak destrukcyjnie, jak cały stres związany z utrzymaniem idealnej diety za wszelką cenę. Czy takie życie daje Ci szczęście? Czy czujesz się wolny? Wyobrażasz sobie funkcjonowanie w taki sposób do końca życia?
A co to w ogóle znaczy zdrowe jedzenie? Co dzisiaj jest zdrowe? Przede wszystkim nigdy nie masz pewności, czy to, co właśnie jesz, jest „czyste”.
Rośliny (warzywa, owoce, zboża, orzechy, nasiona, pestki) mają ponoć mnóstwo pestycydów i znacznie mniej wartości odżywczych niż kiedyś, a poza tym mogą być modyfikowane. Nawet jeśli są z Twojego ogródka, mogą zawierać metale ciężkie, którymi zanieczyszczona jest gleba.
W mięsie i nabiale są antybiotyki i hormony, a jeśli zwierzęta były karmione paszą modyfikowaną, to i GMO. Produkty ze znakami eko, bio mogą wcale nie być ekologiczne, a skład na etykietach bywa fałszowany.
To co jeść? Idzie zwariować!
Powiem Ci coś niesamowitego. Jedzenie nie ma na nas aż takiego wpływu, jaki mu przypisujemy. Często to nasza wiara, że jemy właściwie, poprawia stan naszego zdrowia. Dlatego dieta często pomaga, bo wierzymy, że pomoże!
Nie zawsze też jedzenie jest powodem złego samopoczucia czy niestrawności. Zastanów się, o czym myślisz podczas jedzenia, czy nie jesz w biegu, w negatywnych emocjach? Stres jest bardzo częstym powodem zaburzeń trawienia.
U mnie bulgotanie i przelewanie w jelitach nie skończyło się, póki nie powiedziałam sobie dość. Póki nie stwierdziłam, że dłużej już nie dam rady tak stresować się jedzeniem, że to mnie przytłacza. Kiedy ja odpuściłam (i, pomimo trzymania diety, przestałam się po prostu tak nią przejmować), problemy jelitowe również odpuściły.
Zapewniam Cię, że głowa ma zdecydowanie większe znaczenie niż dieta. Potwierdza to efekt placebo (ludziom podaje się zwykły cukierek bez substancji czynnych, udający lek przeciwbólowy – ból ustępuje, gdyż pacjent jest przekonany, że spożył prawdziwy lek). Nasze myśli są potężnym narzędziem. Badania wielokrotnie potwierdziły, że ćwiczenie w myślach (np. gry na pianinie lub aktywności fizycznej) powodowało poprawę wyników oraz że pozytywne myśli i stany emocjonalne (miłość, radość, empatia) powodują wydzielanie substancji, które leczą nasz system odpornościowy.
Kiedy jemy coś z przekonaniem, że może nam zaszkodzić, tak się właśnie dzieje – poczucie winy i stres kończą się problemami jelitowymi i niestrawnością oraz oczekiwanymi objawami.
Na Malediwach pozwoliłam sobie na wszystko. Jadłam gluten, nabiał i cukier na raz, a potem jeszcze świeże owoce, piłam do jedzenia litry wody i nie miałam żadnych problemów żołądkowych. Wszystko jadłam z radością i wdzięcznością. To nie jest łatwe, bo strach przed konkretnymi produktami żywnościowymi może być silnie zakorzeniony, ale trzeba się z nim zmierzyć, jeśli nie chce się być niewolnikiem jedzenia do końca życia.
Jeśli czujesz, że chcesz mieć w życiu nadmierną kontrolę, że wszystko, co robisz, musi być bezbłędne, a kiedy tak nie jest, krytykujesz i nienawidzisz siebie, koniecznie przeczytaj artykuł o niezdrowym perfekcjonizmie i o tym, jak go uzdrowić.
Wróć do natury
Równie ważny jest kontakt z naturą. Kiedyś mieszkaliśmy w naturze, nie mieliśmy butów, ubrań, okularów przeciwsłonecznych i filtrów. Wstawaliśmy wraz ze słońcem i kładliśmy się spać, kiedy zachodziło, bo nie mogliśmy funkcjonować w ciemnościach. Dużo się ruszaliśmy, kąpaliśmy w żywej wodzie, patrzyliśmy na zieleń i przebywaliśmy na świeżym powietrzu (przeczytaj, jak kluczowy jest dla nas oddech tutaj).
Jest udowodnione, że słońce wytwarza w nas składniki odżywcze, hormony szczęścia i obniża poziom insuliny (trzeba jednak umieć rozsądnie z niego korzystać), a chodzenie boso po ziemi redukuje poziom kortyzolu (hormonu stresu).
Nasze ciało zostało stworzone do ruchu, który (jeśli umiarkowany i częsty, a nie intensywny i rzadki), uzdrawia nas. Noc służy do regeneracji po całym aktywnym dniu. Wydzielana podczas snu melatonina ma niesamowitą moc – zapewnia dobrą jakość snu, regeneruje, jest antynowotworowa i przeciwstarzeniowa. Aby nie zaburzać jej poziomu, warto odstawić niebieskie światło (telefon, komputer, tv) przynajmniej na godzinę przed snem, nie trenować przed pójściem spać i kłaść się spać przed 23:00. W innym wypadku sen może nie dawać satysfakcji i po przebudzeniu będziemy czuć się zmęczeni.
Zasada 80/20
Badania potwierdziły, że najlepszym stanem zdrowia mogą pochwalić się osoby, które na co dzień jedzą „zdrowo”, ale raz na czas pozwalają sobie na odstępstwo od diety. Dzięki temu nie mają poczucia, że czegoś sobie zakazują, co z kolei zapewnia im zdrową relację z jedzeniem.
Jeśli raz na czas pozwolisz sobie na posiłek spoza diety, nie zrujnuje to Twojego zdrowia i nie zaprzepaści efektów Twojej pracy*. Nie będziesz miał poczucia ograniczenia, którego nie lubi żadna ludzka istota. Kiedy coś ograniczasz, automatycznie staje się to dla Ciebie niedostępne, więc pragniesz tego bardziej. Ten efekt w psychologii nazywa się zasadą niedostępności.
*Wyjątkiem jest protokół autoimmunologiczny, którego głównym założeniem jest wykluczenie produktów prozapalnych przynajmniej na 2-3 miesiące (w celu załagodzenia dolegliwości i stanów zapalnych).
A czy człowiek w ogóle musi jeść?
Hm… Jestem pewna, że to, co zamierzam napisać, będzie dla Ciebie szokujące, ale proszę Cię o otwartą głowę i zapięcie pasów 🙂
Dlaczego jestem święcie przekonana, że jedzenie nie ma na nas tak ogromnego wpływu? Otóż są na tym świecie (również w Polsce) osoby, które przez miesiące lub lata nie jedzą ani nie piją, a jednak żyją i mają się dobrze 🙂 Tak. Dla mnie to też był ogromny szok!
Okazuje się, że istnieją ludzie, którzy żywią się światłem/energią słoneczną, tzw. praną lub chi (energią życiową). Są zazwyczaj bardzo szczupli (a przynajmniej szczuplejsi od ludzi, których obecnie uważa się za osoby z „prawidłową” wagą), nie chodzą do toalety i śpią bardzo króciutko (1-3h), a czasem wcale. Myślisz, że oszalałam? Zobacz ten film dokumentalny!
Nie mówimy tu o kilku osobach, tylko o społeczeństwie ludzi niejedzących, którzy udowadniają, że człowiek nie musi (choć nauczył się) czerpać wartości odżywcze z jedzenia. Trzeba jednak podkreślić, że Ci ludzie zazwyczaj całkowicie zmieniają sposób życia. Powracają całkowicie do natury, odcinają się od źródeł stresu, medytują, pracują nad wewnętrznym rozwojem i podnoszeniem swojej świadomości.
Mnie w inedię nie było trudno uwierzyć, bo kiedy przebywałam na poście owocowo-warzywnym, który zakłada spożycie bardzo niewielkich ilości pokarmu (poniżej 800 kcal dziennie), moje zapotrzebowanie na sen zmniejszyło się do 5, maksymalnie 6 godzin, od rana byłam pełna energii i ćwiczyłam bez najmniejszego problemu. Nie czułam się też bardziej głodna niż na normalnej diecie, wręcz przeciwnie. A przede wszystkim czułam się zdrowa (być może dzięki mojej głowie!). Do tej pory wytrzymałam też 5 pełnych dób bez jedzenia.
Nie to jest jednak tematem tego artykułu. Chciałam po prostu wrzucić przysłowiowy kamyczek do ogródka, by udowodnić, że jedzenie nie ma aż takiego znaczenia, niezależnie od tego, czy się je czy nie. Bo jak się okazuje, są osoby, które nie dbają mocno o to, co jedzą i są okazem zdrowia i są takie, które dbają o dietę i ciągle chorują.
To po raz kolejny potwierdza, jak ogromne znaczenie ma nasza głowa, emocje oraz zbalansowany styl życia.
Dieta i zagrożenia – na koniec
Uważam, że dieta sama w sobie nie jest zła ani dobra. To tylko narzędzie, z którego człowiek potrafi zrobić dobry użytek lub nie. Jeśli podchodzisz do diety zbyt restrykcyjnie i poważnie, martwisz się o najmniejsze odstępstwo od „zdrowego” odżywiania, to, co początkowo miało Cię uzdrowić, staje się Twoim gwoździem do trumny.
Absolutnie nie chcę zniechęcać nikogo do diety. Chcę jedynie przestrzec przed traktowaniem jej zbyt poważnie. Nasze ciała są niesamowicie mądre i potrafią skutecznie oddzielać z pożywienia to, czego nie potrzebują i wydalać szkodliwe substancje. Jeśli na co dzień dbasz o to, co jesz (bez zbytniej przesady), co jakiś czas starasz się oczyszczać ciało, to małe odstępstwo od diety nie zniszczy Ci kosmków jelitowych, nie zepsuje dobrej flory jelitowej i nie zrujnuje Twoich wysiłków. Natomiast poczucie winy i strach przed tym może z dużą pewnością przyczynić się do pogorszenia stanu zdrowia.
Dlatego proszę, proszę, proszę. Podejdź do odżywiania z rozsądkiem i dystansem. Jedzenie powinno Cię uwolnić, a nie zniewolić. Dbaj o siebie i zawsze staraj się dawać swojemu ciału to, co według Ciebie przynosi mu korzyści zdrowotne. Obserwuj je, monitoruj jego reakcje na różne pokarmy i bądź ze sobą szczery. Jeśli coś zdecydowanie Ci nie służy, spróbuj to wykluczyć lub ograniczyć.
Jeśli chcesz wspomóc swoje dietetyczne wysiłki, wykorzystaj potwierdzoną tysiącami badań siłę swojej psychiki. Codziennie wyobrażaj sobie, że jesteś zdrowy. Jeśli to jest trudne przez wzgląd na bardzo uciążliwe dolegliwości, skup się na tym, co jest w Tobie zdrowe – na zdrowych oczach, dzięki którym widzisz, na zdrowych nogach, dzięki którym chodzisz, na zdrowym sercu, itd. Czuj wdzięczność za to zdrowie, które już masz, a otrzymasz go więcej (praktyka wdzięczności jest tak ważnym zagadnieniem, że poświęciłam jej odrębny wpis, który polecam z całego serca).
Być może w osiągnięciu stanu równowagi i zdrowia pomoże Ci również opis mojej drogi do uzdrowienia oraz medytacja. W zrozumieniu, jak cudowne i mądre jest Twoje ciało, pomoże Ci ten artykuł.
Sama chęć wyzdrowienia (intencja) i wiara w nie potrafią zdziałać cuda. Jedz, żyj i oczekuj najlepszego. Wszechświat naprawdę pragnie Twojego szczęścia ❤
P.S. Dla osób rozpoczynających przygodę z protokołem autoimmunologicznym stworzyłam materiał, który jest bardzo pomocny i pozwoli przetrwać trudne początki. To książka, w której zawarłam nie tylko kluczowe informacje na temat protokołu autoimmunologicznego, ale również smaczne roślinne przepisy, które ułatwią czas diety.
Moja książka to e-book, czyli dokument w formie elektronicznej (format PDF), który możesz bez problemu odczytać na swoim laptopie, komputerze stacjonarnym, tablecie, a nawet telefonie. Nie potrzebujesz do tego celu żadnego czytnika czy niestandardowej technologii.
Sprawdź spis treści i otrzymaj 3 darmowe przepisy >>
Zgodnie z prawem informuję, że wszystkie moje publikacje na blogu są osobistymi opiniami oraz doświadczeniami i należy je traktować informacyjnie. Nie mogą one zastąpić porady lekarza, dietetyka lub właściwego specjalisty.
Oj tak 🙂 Trzeba wyluzowac! Ja bardzo czasto zajadam smutki i to byla dluga droga zanim zrozumialam dlaczego. Ciekawe bylo to, co odkrylam, kiedy zamiast wracac do domu po ciezkim dniu i bezmyslnie jesc, po prostu zapytalam sie siebie, o co chodzi, co mnie na prawde gnebi… Jasne, to nie jest latwe, bo to sa rzeczy, o ktorych nie chce sie myslec. Interesuje mnie tez zwiazek naszych zachowan uwarunkowanych doswiadczeniami naszych przodkow. I jakby pomyslec ze np. moja mama pochodzila z wielodzietnej rodziny, a babcie w czasie wojny przezywaly kleski glodowa, to na pewno cos w tym jest ze mam tendencje do objadania sie, bo moze w cos gleboko w psychice gdzies tam mi szepcze: „przeciez moze nie starczyc”. Fascynujace jakby dluzej sie nad tym zastanowic 😀
Martuś, w samo sedno. Zastanowienie się nad swoimi zachowaniami wymaga czasu i wysiłku, nie mówiąc już o analizowaniu źródła naszego smutku. Jak napisałaś, mamy tendencję do unikania niekomfortowych myśli, wspomnień, wolimy maskować je jedzeniem i innymi używkami. Tylko, że to wszystko na krótką metę…
Dziękuję, że się tym podzieliłaś, bo może innych skłoni to do refleksji ❤
To, co napisałaś o doświadczeniach przodków jest fascynujące i wierzę w to. W ogóle wierzę w strumień zbiorowej świadomości i to, że mamy dostęp do każdej myśli, jaka kiedykolwiek została pomyślana. Bo myśl to nic innego, jak energia, która nigdy nie przestaje istnieć.
Witaj Moniko.
Zgadzam się z Tobą w 100%. Właśnie 3 tyg.temu skończyłam aip. Trzymałam dietę 6 tyg.az do momentu wyjazdu na wakacje…
Gdybym chciała trzymać dietę na wakacjach,byłyby one koszmarem. Stwierdziłam, że piernicze to wszystko i jem to na co mam ochotę… A jedzenie było 😋 pyszne. I nic mi się nie działo. Ale zauważyłam, że zaczynam fiksowac na punkcie diety i nie mogę nic jeść bez zastanawiania się co i jak… Czasem dopadają mnie lęki bo np.coś zjadłam niedozwolonego…i tak zamiast żyć bezstresowo i cieszyć się … coraz bardziej się stresuje….
Moniko napisałaś ten wpis właśnie w momencie kiedy zaczęłam się zastanawiać czy oby ta dieta nie wciągnie mnie w większy problem….
Pozdrawiam Cię serdecznie 😘
Bardzo, bardzo się cieszę Marysiu, że moje słowa okazały się pomocne również Tobie…
Znam osoby, których życie od lat kręci się wokół diety i jest dla nich ogromnym cierpieniem. I najgorsze, że te osoby są przekonane, że tak już pozostanie na zawsze 🙁
Mam ogromną nadzieję, że świadomość w tym zakresie wzrośnie i ludzie odetchną z ulgą…
Buziaki! 😘
Cześć Monia:D! bardzo dziękuję za ten artykuł, prawie w całości się z nim zgadzam:), ale najbardziej zgadzam się ze stwierdzeniem, że zbyt dużą wagę przykładamy do tego co jemy (tu bym dodał jeszcze parę czasowników:) ) i wpływu jedzenia na nasze życie. Nie o to chodzi w życiu, a nadmiernie poświęcając się tego typu zagadnieniom, po prostu je sobie marnujemy. Dziękuję za ponowne pobudzenie świadomości, impuls do przebudzenia i do skupiania się na rzczach ważnych. Poza tym to właśnie dzisiaj jest ostatni dzień z reszty naszego życia więc po co go marnować na nieistotne sprawy i na niemiłość?! pozdrawiam serdecznie i ściskam ciepło! Grzesiek
Cześć Grzesiu 😀 To ja dziękuję, za to, że czytasz, że doceniasz, że jesteś 🙏
Hasło na dziś: „nie marnuj czasu na niemiłość!” 😀 Bo po co nie miłować, skoro można miłować? ❤ Zwłaszcza, że liczy się tylko dziś 😉
Ściskam!
Wspaniały artykuł. Po tych wszystkich latach, przez które człowiek budował swoje przekonania na temat jedzenia, trudno od razu wykorzenić z głowy myśli o negatywnym wpływie niektórych produktów na zdrowie. Wierzę jednak, że przy zachowaniu właściwych proporcji (np. wskazane 80/20), wszystko jest dla nas, a jeśli dodatkowo pomagamy sobie właściwym myśleniem – może być tylko dobrze 🙂
Nie ujęłabym tego lepiej ❤
No wlasnie, artykul bardzo cenny. Po mojej ortoreksji i jedzeniem restrykcyjnym (bo musi byc zdrowo i fit, nie ma ze boli) zmagam sie teraz z kompulsywnym jedzeniem. Jak już cos skubne z listy produktow niedozwolonych to wlacza sie myslenie, ze juz poległam i niestety żrę. Co jest bardzo wstydliwe. Nie umiem sobie z tym poradzic i nie umiem uspokoic glowy.. Co robic? 🙁
Cześć Aniu. Myślę, że rozumiem, co czujesz w takich chwilach. Rozsądek mówi „nie jedz”, ale jest też drugi głos małego, upartego i roztrzęsionego dziecka, które musi natychmiast zaspokoić swoje potrzeby. Nasze zasoby silnej woli są ograniczone i jeśli za bardzo je nadwyrężamy, może to skutkować tym, że po jakimś czasie rzucamy się na jedzenie, którego sobie odmawiamy. To nie jest tylko Twój problem i nie wstydź się tego… To po prostu leży w ludzkiej naturze.
Jeśli pytasz, co robić, mogę tylko podpowiedzieć kilka rozwiązań, jednak zawsze jestem zdania, że odpowiedzi powinniśmy szukać w sobie, bo tylko wtedy będziemy do niej w pełni przekonani.
Tym, co zadziałało u mnie ostatnio, było „odczarowanie” zakazanych produktów. Czyli mówiąc wprost, pozwoliłam sobie na nie, zaczęłam jeść ich tyle, ile „potrzebowałam”, aż się nacieszyłam. Jasne – przytyłam, może nawet czułam się momentami trochę gorzej (zwłaszcza psychicznie). Potraktowałam to jednak „terapeutycznie” 😀 Przestałam traktować te produkty, jako zakazane i niedostępne, bo powiedziałam sobie, że mogę je jeść, kiedy chcę. Dzięki temu zwolniła się we mnie jakaś blokada. Jeśli przestajesz sobie czegoś zakazywać, to automatycznie to przestaje być tak bardzo niedostępne i pożądane.
Trik, którego nauczyłam się od Iwonki Wierzbickiej Ajwen – najpierw zjedz posiłek wartościowy, który uważasz za zdrowy, po którym czujesz się dobrze. Jeśli Ci starczy miejsca, pozwól sobie na deser/”niezdrowe jedzenie”. Może okazać się, że wcale nie będziesz mieć na to drugie ochoty, a nawet jeśli, to zjesz tego mniej 🙂
Zasada 80/20 też dobrze się sprawdza, o ile nie borykasz się z poważnymi chorobami, gdzie musisz trzymać dietę.
Przez te wszystkie lata, gdzie wpajano nam, jakie jedzenie jest „zdrowe”, a jakie „niezdrowe” (i zmieniano zdania/wyniki badań setki razy), uważam, że przydałby się nam wszystkim reset, abyśmy potrafili jeść bez uprzedzeń i zdecydować, co nam służy, a co nie…
Trzymam za Ciebie mocno kciuki Kochana ❤
Dziękuję bardzo bardzo bardzo!! Będę często wracać do tego co mi napisałaś. Juz kilka razy pod rząd to czytam 😍
Cieszę się Aniu, że mogę podzielić się z Tobą tym, co mnie pomaga 🙂
Jeszcze mała rzecz: kiedy jem jedzenie, o którym jestem głęboko przekonana, że jest niezdrowe (ale jednak decyduję się na jego zjedzenie), robię wszystko, żeby nie towarzyszył temu stres i poczucie winy. Zamykam oczy i delektuję się jego smakiem, uśmiecham się do siebie, akceptuję moją potrzebę jedzenia. Czasem nawet wyobrażam sobie, że chudnę dzięki temu jedzeniu 😀 (choć na początku to trudne i umysł mówi „chyba zgłupiałaś!”).
Świadome jedzenie pomaga mi też jeść mniej. Bo kiedy jemy przed komputerem/telefonem/tv/książką/gazetą, albo wykonując inne czynności (pracujemy, gotujemy, rozmawiamy), nie rejestrujemy nawet, ile zjedliśmy, wskutek czego jemy więcej. Delektowanie się pozwala pełniej cieszyć się jedzeniem.
Buziak ❤
Dla mnie każda dieta to pewnego rodzaju ograniczenia. Większe , czy mniejsze ale jednak ograniczenia. Dla mnie to bariera nie do pokonania. Dlatego dla zachowania szczupłej sylwetki i zdrowia jadam obiady gotowane na parze. To wystarcza.
Cudownie, że znalazłaś swój sposób na zachowanie zdrowia. Każdy z nas powinien kierować się tym, co podpowiada mu wnętrze i odnaleźć balans. Buziaki!
Dobry artykuł, który jasno pokazuje, że nie po to człowiek żyje aby jeść, ale na odwrót. Mamy mnóstwo diet, tabelek, prac naukowych na temat odżywiania. A tak na prawdę człowiek zatracił instynkt i je nawet kiedy nie musi, kiedy nie jest głodny. Może to wina stresu, przemęczenia i przepracowania. Człowiek szczęśliwy je niewiele i mówi mało.
Dziękuję za miłe słowa! Zgadzam się ze wszystkim w 100%, zwłaszcza z ostatnim zdaniem ❤ Czy ta refleksja wynika z Twoich obserwacji, czy gdzieś to przeczytałaś? 🙂
Tak bardzo brakowało mi takiego wpisu! 😊 Te słowa to prawdziwa perełka pośród przeróżnych zaleceń dietetycznych i sztywnych jadłospisów. Balsam dla uszu 😊Restrykcyjne trzymanie się diety rzeczywiście sprawia iż człowiek czuje że jedzenie nim rządzi, a on sam jest bezbronny wobec schematu i posiłków które sam sobie narzuca. Rozumiem to doskonale… Każdy dzień to KOSZMAR! Wszystko zaplanowane, rozpisane i wyliczone – istne zniewolenie! Dlatego słusznie Pani to nazwała – piekiełko – bo w tym nie ma żadnej radości i wolności. Warto uważać aby nie wpaść w ten fit obłęd…
Pati, z taką intencją też tworzyłam ten wpis. Żeby dać do myślenia. Przecież życie nie może tak wyglądać, że jesteśmy niewolnikami jedzenia. Jak napisałaś, w życiu chodzi o radość i wolność. Dlatego trzeba znaleźć w tym wszystkim balans, robić to, co naprawdę nam służy i podejmować każdą decyzję z miłością do siebie.
Dobrego dnia Kochana ❤
Witam , z wielka przyjemnoscia przeczytalam Twoj blog, mam synka 6 letniego z luszczyca , ma liczne nietolerancjje w tym gluten i kazeine, prosze.. powiedz mi czy protokol mozna stosowac u dzieci? , widzialam twoje propozycje przepisow i ciezko mi powiedziec czy moj syn by to zjadl bo dziecku raczej ciezko wytlumaczyc ze ma zjesc znienawidzona cukienie etc. Pozdrawiam serdecznie
Hej, z tego, co mi wiadomo, można stosować AIP u dzieci. Znalazłam taki artykuł, który podpowiada, jak to robić – co prawda po ang., ale jeśli nie posługujesz się tym językiem, możesz użyć tłumacza w przeglądarce: https://greenbananagirl.com/2018/03/04/follow-aip-diet-kids/
Buziak!
Dzien dobry, zawsze byłam roslinozerna, i dobrze sie czulam na jedzeniu opartym glownie na zbozach, owocach, warzywach, nabiale, sporadycznie miesie. Ale od ponad 10 lat cierpie na tradzik na plecach, dekolcie, brodzie. Mam 36 lat, robilam wiele badań hormony, tarczyca, wszystko ok. Dermatolodzy mówili, ze w moim wieku nie szuka sie przyczyn tradziku i przepisywali maści. Zajęłam się „głową”, emocjami. Co jakis czas miewalam zapalenie żołądka zawsze po okresie w którym bylam na wyjazdach zawodowych z wyzywieniem opartym na kuchni bogatej w cebulę, czosnek, mieso i tłuszcze. Cebula zawsze powodowała u mnie niestrawność. Tym bardziej więc trzymałam sie diety łatwostrawnej, ale dobrej jakościowo. To nie powodowało większych problemów trawiennych, ale skórne cały czas. Próbowałam diet bezglutenowych, beznabialowych, cera sie nie zmieniała. W koncu uznałam że czas przyjrzeć się bliżej pracy jelit. Przeszłam na diete scd, a teraz jestem na protokole autoimunologicznym. Obie diety powodują u mnie niestrawność, uczucie pełności, ciężkości, stan który w przeszłości kończył się zapaleniem żołądka. Diety, które myślałam że pomogą, zdaje się, że prowadzą mnie znów do chorób z których wyszlam… Czy to normalne żeby czuc sie tak na protokole i scd?
Witaj Aniu, nie wiem, jak dokładnie wygląda Twoja dieta i co dzieje się w Twoim ciele, ale cieszę się, że wspomniałaś o pracy jelit…
Ja też próbowałam w swoim życiu wielu diet i wiesz, o czym przyszło mi się przekonać? Że niezależnie, co jesz, choćbyś jadła najwspanialsze i najbardziej odpowiednie dla Ciebie jedzenie, jeśli Twoje jelita są w stresie (to może być stres w pracy, to mogą być nieprzepracowane trudne sytuacje z przeszłości, niskie poczucie własnej wartości, etc.), to nie będą właściwie przyswajać wartości odżywczych…
Mam w rodzinie bliską osobę, która lata zmagała się z trądzikiem, to była jej zmora… Próbowała wielu diet, ale w końcu zrozumiała, że to nie jest dieto zależne… Dopiero kiedy zaczęła wewnętrzną pracę i drogę do siebie, zaczęła zdrowieć i dziś jej cera jest bardzo ładna…
Jeśli nie wiesz, gdzie zacząć, zapraszam Cię na to bezpłatne spotkanie online: https://bodyclean.pl/spotkanieonline/